[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Protestujesz? Wolnego, młodzieńcze, chcę tylko uczynić
z twojej matki uczciwÄ… kobietÄ™!
Christina parsknęła śmiechem i podała mu dziecko.
Tym razem wziął zawiniątko i spojrzał z podziwem na
wrzaskliwÄ… drobinÄ™.
- Ma temperament MacIverów, to pewne.
- Maire powiedziałaby raczej, że widzi tu charakter
MacKenziech.
Jamie wybuchnął śmiechem i pocałował ją, po czym
złożył drugi całus na zmarszczonym czółku niemowlęcia.
Mały Scott natychmiast zamilkł i spojrzał ze zdumieniem
na trzymającego go mężczyznę.
- A zatem - odezwał się Jamie - wiesz już, że tatuś cię
kocha. Ale na wypadek, gdybyś w to wątpił -jego spojrzenie
uciekło ku Christmas - zamierzam udowadniać ci to przez
całe życie.
Dziewczyna miała wrażenie, że tonie w płynnym błękicie
jego oczu.
- Całe życie... - powtórzyła jak echo.
Spojrzeli znowu na synka, który w mgnieniu oka zapadł
w sen.
289
- WyjÄ…tkowe dziecko - szepnÄ…Å‚ Jamie, biorÄ…c ChristinÄ™
za rękę. - Wie, kiedy się wycofać i zostawić mamusię pod
mojÄ… opiekÄ…. Chodz, ukochana.
Pozwoliła się wprowadzić do chaty. W głosie Jamiego
brzmiała dziwna nuta.
W izbie panowaÅ‚ mrok. Christina zamrugaÅ‚a, by przy­
zwyczaić wzrok do ciemności. Tymczasem Jamie ostrożnie
położył dziecko w dużym koszyku, w którym razem z Maire
składały niegdyś ubrania wymagające naprawy. Scot spał
jak aniołek. Jamie ustawił koszyk w odpowiedniej odległości
od kominka. Powoli z mroku wyłaniały się kontury sprzętów.
Wreszcie Christina spojrzała w miejsce, w którym zazwyczaj
stał stół, i wydała cichy okrzyk.
Zamiast stoÅ‚u ujrzaÅ‚a marmurowy posÄ…g naturalnej wiel­
kości. Przestawiał kobietę trzymającą niemowlę przy piersi.
Sylwetka miaÅ‚a pÅ‚ynne macierzyÅ„skie linie... ramiona obej­
mowały maleńkie dziecko... głowa pochylała się nad nim
czule... twarz...
Twarz miała jej rysy. Christina zdała sobie sprawę, że
patrzy na swoje lustrzane odbicie. WstrzÄ…snÄ…Å‚ niÄ… dreszcz.
WiedziaÅ‚a, że postać zostaÅ‚a wykuta z marmuru, lecz przy­
siÄ™gÅ‚aby, że czuje ciepÅ‚o skóry. Na kamiennej twarzy ma­
lowało się odbicie jej uczuć, kiedy kołysała dziecko - miłość,
której nie można wyrazić słowami.
A jednak Jamie wyraził ją własnymi dłońmi. Miłość...
tysiÄ…c skomplikowanych doznaÅ„, które poznaÅ‚a przed uro­
dzeniem Scota i potem, kiedy wzięła go w ramiona... tak,
jak ta kamienna kobieta.
- Jak... - wykrztusiła. - Jak zdołałeś... - Urwała, nie
potrafiąc ubrać w słowa zdumienia.
290
Ale Jamie i tak ją rozumiał.
- Pozwoliłem, by uczucie... moje uczucie... prowadziło
mi dłonie. To moja miłość, moja pamięć o tym, co było
i co by mogło być pomiędzy nami... namiętność... ogień...
lecz przede wszystkim bezgraniczna miłość, która nie chciała
odejść.
Uśmiechnął się ze smutkiem.
- Chciałem ją przegnać, wiesz? Tak się jej bałem, że... Ale
ona nie chciała, moja najdroższa. Rosła i była coraz silniejsza.
- Aż... Czy to wtedy tu wróciłeś?
Skinął głową.
- Czułem, że marmur mnie woła. A także potrzeba
powrotu tutaj, gdzie wspomnienia byÅ‚y najsilniejsze. Wyob­
raz sobie mój wstrząs, kiedy się przekonałem, że i ty tu
wróciłaś. I kiedy cię zobaczyłem, z dużym brzuchem...
Wziął ją w ramiona, opierając brodę na jej głowie.
- Potem wiedziałem, że przyszło... to, czego tak długo
szukałem. Glina już nie wystarczała. To musiał być marmur...
na tyle mocny, by wytrzymał pasję, która mną targała,
ogień! A kiedy zacząłem, wiedziałem, że muszę znalezć
coś, co próbowałem osiągnąć przez całe życie.
Jego słowa zawierały jakby drugi sens; Christina poczuła,
że coś w niej rośnie, rozprzestrzenia się. Dostrzegła, iż
Jamie osiągnął pewien rodzaj harmonii, którego wcześniej
w nim nie widziała, i czuła, że to ma coś wspólnego z nią,
z miłością, którą - cud nad cudami, czy to nie sen? - czuł
do niej. Jamie kochał ją, był związany z nią i dzieckiem,
mimo upiorów przeszłości! Prawie w to nie wierzyła. To
uczucie uderzyło jej do głowy jak wino i obudziło tak silne
emocje, że aż się ich bała.
291
- To... cudowna rzezba - wyszeptała, wtulona w jego
ramię. Odsunęła się odrobinę, żeby na niego spojrzeć. -
I mam na myśli najbardziej podstawowe znaczenie tego
słowa. To cud... jest tak prawdziwa, że powinna oddychać
i chodzić.
Jamie uśmiechnął się do niej.
- Być może. A jednak nawet w części nie jest tak
cudowna jak kobieta, która mnie natchnęła. Gdybyś nie
przewróciła mojego świata do góry nogami, ten ogień nigdy
by się we mnie nie odrodził.
- Och, Jamie! Tak cię kocham! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •