[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dałby się skusić, skoro najbardziej niewinne zaproszenie w jego ustach brzmiało
jak zachęta do popełnienia rozkosznie cudownego, niezapomnianego grzechu?
Pokręciła głową.
- Lepiej nie. Po balu wracam do Londynu, a jeszcze nie oswoiłam się z
tym wypożyczonym samochodem.
- 54 -
S
R
- Nie musisz nigdzie wracać - zaoponował gładko. - W domu są cztery
wolne sypialnie. Czemu nie chcesz zostać?
- Już ci mówiłam. Nie mam zwyczaju nocować po imprezach takich jak
bal. Co innego po domowym przyjęciu. - Oczywiście nie było to w stu
procentach prawdą. Mogłaby zostać, tym bardziej że i tak planowała przyjechać
tu nazajutrz. Nie czuła się też zagrożona. Dziwne, ale w głębi duszy miała do
niego zaufanie, choć trudno w to uwierzyć, zwłaszcza po tym, co opowiadała o
nim Rosie. Ale nie była w stanie przewidzieć jego reakcji. Może będzie
wściekły na nią, na Rosie, na inne dziewczyny? Czy przyjmie tę małą zemstę z
poczuciem humoru, zbywając ją lekkim wzruszeniem ramion? A jeśli zacznie
szaleć jak rozjuszony byk?
Po długich przemyśleniach zdecydowała nie ryzykować. Bezpieczniej
wrócić do domu i dopiero nazajutrz doprowadzić wszystko do porządku. Do tej
pory Sam powinien się zreflektować i przyjąć żart z przymrużeniem oka.
- To bardzo miłe z twojej strony, Sam - uśmiechnęła się. - Ale naprawdę
nie mogę.
- A co byś powiedziała na kawę? Znowu wystawia ją na pokuszenie!
- Nie dam rady, czas mnie goni. Zresztą - dodała przepraszająco - nawet
gdybym mogła, to mam zasadę, by nie spoufalać się z klientami. To natychmiast
zmienia relacje, szczególnie przy tego rodzaju zawodzie. I wprowadza
niepotrzebne komplikacje. Z pewnością to rozumiesz.
Od lat coś takiego mu się nie zdarzyło! Przytarła mu rogów. I jak
skutecznie! Przepełniła go złość pomieszana z podziwem.
- Przepraszam - bąknął. - Nie miałem pojęcia, że próbuję się przedrzeć
przez nieprzekraczalne granice. Może i masz rację. Szampan może zaburzyć mi
odczuwanie świata. A czuję, że dziś wieczorem muszę być w najlepszej formie.
- Puścił do niej oko i uśmiechnął się łobuzersko, widząc rumieniec wypływający
na jej policzki. Ten staroświecki dowód zakłopotania ma tyle uroku! - Pójdę
zrelaksować się w gorącej kąpieli.
- 55 -
S
R
Z prowokującym uśmieszkiem odwrócił się na pięcie i poszedł w
kierunku domu, zostawiając Fran patrzącą za nim w rozterce. Gdyby tak dało się
cofnąć wcześniejszą rozmowę i iść razem z nim! A miała siebie za twardą
sztukę!
Ruszyła w stronę namiotu. Kelnerzy kursowali w tę i z powrotem, nosząc
na stoły wspaniale udekorowane półmiski. Fran pieczołowicie sprawdziła
lśniące czystością przenośne toalety i z zatroskaną miną popatrzyła w niebo.
Na szczęście zapowiadał się pogodny wieczór. Luty jest taki zawodny,
jeśli chodzi o pogodę, trudno cokolwiek przewidzieć. Deszcz potrafi popsuć
najlepszą zabawę, a co dopiero deszcz w walentynki! Grzęznące w błocie
pantofelki, zmoczone fryzury, panie szczękające zębami. Kompletna rozpacz!
Gdy człowiek wygląda jak przemoczony pies, co tu mówić o miłosnych
drgnieniach serca!
Przyjechał zamówiony zespół. Czterech muzyków miało grać do kolacji,
pózniej, po uprzątnięciu stołów, miała się odbyć dyskoteka. Fran posłała im tacę
z kawą i ciastem. Sama obchodziła stoły, poprawiając ustawienie kieliszków,
wygładzając serwetki.
Nie mogła się pozbyć prześladującej ją dziwnej obawy. Daremnie starała
się uspokoić. By oderwać myśli, uważnie przejrzała karteczki z nazwiskami
gości.
Nie zdziwiło jej, że Rosie nie było na liście zaproszonych. Podobnie jak
pozostałych, które zbałamucił i rzucił. Mimo to skład gości był zaskakujący i
wyrównany. Pisarze, aktorzy, lekarze, sekretarki, sprzątaczki, nawet sprzedawca
używanych samochodów! Ten zestaw zrobił na niej wrażenie.
- Witaj, mróweczko!
Aż otworzyła usta na widok Sama w stroju wieczorowym.
- Wyszukujesz sobie zajęcia? - zamruczał.
- Uhm. Zawsze jest coś do zrobienia - wydusiła, nie mogąc oderwać od
niego oczu. Ciekawe, czy zdaje sobie sprawę, jak rewelacyjnie wygląda?
- 56 -
S
R
Chociaż w takim stroju wszystkim mężczyznom jest do twarzy,
opamiętała się. Od razu poprawiają się proporcje, a tradycyjne dodatki przydają
staroświeckiej elegancji. Samowi to akurat nie jest potrzebne. Za to bary wydają
się jeszcze szersze, długie nogi dłuższe, a ciemne włosy staranniej ostrzyżone i
ułożone.
Mimo to było w nim coś jeszcze - ulotnego, trudnego do nazwania - coś,
czego nawet najkosztowniejsze ubranie nie było w stanie przytłumić...
- Przebrałeś się - zauważyła bez sensu.
- Mhm. - Błękitne oczy błądziły po jej nagich ramionach. Jaka szkoda, że
dzisiaj pracuje... - Ale ty, na szczęście, nie.
- Nie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]