[ Pobierz całość w formacie PDF ]
podnosi piłkę lekarską i rzuca nią na mizerne parę metrów. Jedna prawie upadła mi na stopę.
Uśmiecham się do niego szeroko i dociera do mnie, że umieram z głodu. Kroję plaster
wieprzowiny, zanurzam go w piure ziemniaczanym i biorę się do jedzenia. Wszystko jest pod
kontrolą. Mamie i Prim nic nie grozi. A skoro moi bliscy są bezpieczni, to nic złego się nie
stało.
Po kolacji przechodzimy do salonu i oglądamy w telewizji ogłoszenie wyników. Najpierw
widzimy zdjęcie trybuta, a zaraz potem na ekranie pojawia się rezultat, jaki osiągnął. Zawo-
dowcy jak zwykle zdobywają od ośmiu do dziesięciu punktów. Większość pozostałych
dostaje przeciętnie pięć punktów. Zaskoczenie budzi wynik małej Rue, która zgarnia
siódemkę. Nie mam pojęcia, co takiego zademonstrowała sędziom, ale jest tak maleńka, że
musiała zrobić coś naprawdę imponującego.
Dwunasty Dystrykt pojawia się na szarym końcu, jak zwykle. Peeta zdobył ósemkę, więc
przynajmniej paru organizatorów zauważyło jego wyczyny. Wbijam paznokcie w spód dłoni,
a kiedy na ekranie pojawia się moja twarz, oczekuję najgorszego. W następnej chwili widzę w
telewizorze migającą cyfrę jedenaście.
Jedenaście punktów!
Effie Trinket piszczy, wszyscy klepią mnie po plecach, wiwatują i składają gratulacje. Mam
wrażenie, że to się nie dzieje naprawdę.
Na pewno zaszła pomyłka. Czy to w ogóle możliwe? pytam Haymitcha.
77
Widać przypadł im do gustu twój temperament mówi. W końcu muszą
zorganizować porządne widowisko. Potrzebują uczestników z biglem.
Katniss, dziewczyna, która igra z ogniem. Cinna ściska mnie mocno. Zaczekaj, aż
zobaczysz swoją sukienkę na prezentację.
Jeszcze więcej ognia? pytam.
W pewnym sensie odpowiada tajemniczo.
Gratulujemy sobie nawzajem, ja i Peeta. Dochodzi do jeszcze jednej kłopotliwej sytuacji.
Każde z nas sobie niezle poradziło, ale co to oznacza dla tego drugiego? Szybko uciekam do
swojego pokoju i zakopuję się w pościeli. Stres, towarzyszący mi przez cały dzień, a w
szczególności płacz, kompletnie mnie wyczerpały. Z ulgą odpływam w sen, odprężona, z
liczbą jedenaście nieustannie migającą pod powiekami.
O świcie leżę przez chwilę w łóżku i patrzę na piękny wschód słońca. Jest niedziela, dzień
wolny w domu. Zastanawiam się, czy Gale jest już w lesie. Zwykle przez całą niedzielę
gromadzimy zapasy na resztę tygodnia. Zrywamy się wcześnie, polujemy i zbieramy, a potem
handlujemy na wieku. Rozmyślam o Gale'u, pozbawionym mojego towarzystwa. Oboje
dajemy sobie radę na własną rękę, ale lepiej poluje się nam w parze. Partner jest szczególnie
przydatny podczas łowów na grubszego zwierza. Dobrze mieć przy sobie kogoś także wtedy,
gdy w grę wchodzą lżejsze zajęcia. Gale pomaga mi transportować zdobycz, a nawet sprawia,
że męczące zapewnianie rodzinie pożywienia bywa zabawne.
Przez mniej więcej pół roku samodzielnie borykałam się z trudnościami, aż wreszcie po raz
pierwszy spotkałam Gale'a w lesie. Pamiętam, że była chłodna pazdziernikowa niedziela, w
powietrzu unosiła się woń śmierci. Cały ranek upłynął mi na ściganiu się z wiewiórkami po
orzechy, a nieco cieplejsze popołudnie poświęciłam na brodzenie w płyciznach stawu i
zbieranie bulw strzałki wodnej. Udało mi się upolować tylko jedno zwierzę, wiewiórkę, która
w poszukiwaniu żołędzi dosłownie wpadła mi pod nogi. Wolałam jednak skupić się na
zbieractwie, bo gdy śnieg zasypywał inne rodzaje żywności, zawsze mogłam liczyć na swoje
umiejętności myśliwskie. Tamtego dnia zapuściłam się dalej niż zwykle i w pośpiechu
wracałam do domu, dzwigając jutowe worki, kiedy natknęłam się na martwego królika.
Zwisał za szyję na cienkim drucie, mniej więcej trzydzieści centymetrów nad moją głową.
Jakieś piętnaście metrów dalej zobaczyłam następnego. Rozpoznałam ten rodzaj wnyków, bo
mój ojciec niegdyś je zastawiał. Schwytana ofiara zostaje gwałtownie poderwana i zawisa w
78
powietrzu, poza zasięgiem innych głodnych zwierząt. Przez całe lato próbowałam zastawiać
sidła, ale bez sukcesu, więc od razu cisnęłam worki i z ciekawością podeszłam bliżej. Do-
tknęłam palcami drutu nad łbem królika i w tej samej chwili usłyszałam dzwięczny głos:
To niebezpieczne.
Odskoczyłam o metr lub dwa, a zza drzewa wyłonił się Gale. Z pewnością obserwował mnie
przez cały czas. Liczył sobie wówczas zaledwie czternaście lat, ale miał ponad metr
osiemdziesiąt wzrostu i z mojej perspektywy równie dobrze mógłby być dorosły. Wcześniej
widywałam go w Złożysku, no i w szkole. Spotkaliśmy się jeszcze przy innej okazji. Stracił
ojca w tej samej eksplozji, która zabiła mojego tatę. W styczniu stałam przy Gale'u, kiedy w
Pałacu Sprawiedliwości odbierał order zasługi. Oboje byliśmy najstarszymi dziećmi w
rodzinie. Przypomniałam sobie jego dwóch młodszych braci, przytulonych do matki z
wielkim brzuchem. Najwyrazniej tylko dni dzieliły ją od rozwiązania.
Jak masz na imię? spytał i podszedł bliżej, żeby wyplątać zwierzę z drutu. U jego pasa
wisiały już trzy króliki.
Katniss wymamrotałam ledwie słyszalnym szeptem.
Słuchaj, Kotna, kradzież karze się śmiercią, wiesz o tym?
Katniss powtórzyłam głośniej. Nic nie kradłam. Chciałam tylko popatrzeć na twoje
wnyki. Mnie nigdy nie udało się nic schwytać.
Popatrzył na mnie surowo, najwyrazniej nieprzekonany.
Wobec tego skąd masz wiewiórkę?
Sama ją ustrzeliłam. Zciągnęłam łuk z ramienia. Nadal korzystałam z mniejszej broni,
którą ojciec zrobił specjalnie dla mnie, ale gdy tylko mogłam, wprawiałam się w strzelaniu z
egzemplarza normalnych rozmiarów. Miałam nadzieję, że do wiosny uda mi się upolować
większą zwierzynę.
Gale skupił uwagę na łuku.
Mogę rzucić okiem? Wręczyłam mu broń.
Ale pamiętaj, kradzież karze się śmiercią.
79
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam uśmiech na jego twarzy. Gdy się rozpogodził, przestałam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]