[ Pobierz całość w formacie PDF ]
KOLACJA Z BYAYM SZEFEM
269
ale... - zawahała się na moment - nigdy nie chciałeś się ze mną spotkać - dokończyła
skrępowana. Obserwował ją spod półprzymkniętych powiek.
- Nie chciałem mieszać pracy z życiem prywatnym.
O mały włos dałaby się omamić.
- Nie, nie kupuję tego. Bądz szczery. Wcześniej po prostu nie zauważałeś mnie. Więc pona-
wiam pytanie. Dlaczego teraz? - Błądziła wzrokiem po jego twarzy, próbując znalezć
odpowiedz w klasycznie wyrzezbionych rysach.
Uśmiechnął się, ale tym razem samymi tylko wargami.
- Mylisz się, Gino. Zauważyłem cię od razu pierwszego dnia.
Milczała, zaskoczona jego wyznaniem, wspominając wszystkie noce, przepełnione rozpaczli-
wym pragnieniem, by zobaczył w niej atrakcyjną kobietę.
- Co do tego dlaczego nigdy się z tobą nie umówiłem - mówił dalej - ten pocałunek może
wiele wyjaśnić.
- Nie rozumiem... - odpowiedziała, zmieszana.
- Czułem, że to się nie skończy na przelotnej przygodzie. - Teraz nie odrywał od niej wzroku.
- A to byłoby coś złego?
- Owszem-odparł z ironicznym skrzywieniem warg. - Wtedy. Nie byłem jeszcze gotowy.
Musiałem sobie poukładać w głowie pewne rzeczy. Ale
270
HELEN BROOKS
teraz wszystko się zmieniło. Ja się zmieniłem. A ty zakończyłaś swój związek...
Nagle zrozumiała i to było jak cios. Sądził, że ona była zakochana w kimś innym i opuszczała
Yorkshire, żeby o nim zapomnieć. Podobała mu się, ale nie chciał się wiązać, więc nic nie
zrobił. Teraz, skoro wyjeżdżała, mógł sobie pozwolić na bezpieczny związek na odległość. Od
czasu do czasu wpadałby do Londynu.
Wzięła głęboki oddech.
- Zreasumujmy - powiedziała z opanowaniem, zrodzonym z cichej furii. - Chcesz się
spotykać, chociaż ja będę w Londynie, a ty tutaj. Tak?
Pokiwał głową.
- Dzięki autostradom podróżuje się dziś dużo szybciej.
To prawda, ale odległość była jednoznaczna z brakiem kontroli, pomyślała.
- A jak często mielibyśmy...?
- Według twojego uznania. Oczywiście ja przyjeżdżałbym do ciebie.
W ten sposób piłeczka będzie zawsze na jego połowie. Gdyby zauważył, że jej zaczyna za bar-
dzo zależeć, ograniczy spotkania. W przeszłości zastanawiała się często, czy miłość naprawdę
może iść w parze z nienawiścią. Teraz już wiedziała.
Miała ochotę nawymyślać mu od pozbawionych wrażliwości egoistów i wykrzyczeć, co myśli
o zostaniu jego weekendową rozrywką. I w ogóle
KOLACJA Z BYAYM SZEFEM
271
posłać go do diabła. Skoro jednak dotrwała do tej decydującej rozmowy, nie tracąc godności i
nie dopuszczając, by domyślił się jej uczuć, nie zrobi tego. Na chwilę utkwiła wzrok za
oknem, a potem odwróciła się do niego i powiedziała lekkim, swobodnym tonem:
- Uważam, że to się nie uda.
- Nie zgadzam się z tobą.
- Podtrzymuję swoje zdanie.
- Z powodu tamtego mężczyzny?
Chociaż jego twarz nie zdradzała żadnych uczuć, Gina czuła, że za tą nieprzeniknioną fasadą
kłębią się uraza, zazdrość i irytacja.
- Owszem, częściowo - odparła. - Nie potrafiłabym iść z tobą do łóżka, myśląc o kimś innym.
Miała nadzieję, że go zniechęci, ale był wyjątkowo nieustępliwy.
- Nie posądzałbym cię o to. Charakter naszej znajomości zależałby całkowicie od ciebie.
Najpewniej nie oparłaby mu się już na pierwszej randce i do czego by to doprowadziło?
Liczyłaby godziny do następnego spotkania i przeżywałaby każdy jego wyjazd, licząc się z
możliwością rozstania. Dlatego musiała być równie nieustępliwa.
Wzruszyła ramionami.
- Najistotniejszy powód to ten, że nie chcę już żadnych powiązań z Yorkshire. Jeżeli mam
osiągnąć swój cel, zerwanie musi być całkowite. - Z przerażeniem usłyszała cień szlochu w
ostatnim
272
HELEN BROOKS
słowie i mogła tylko mieć nadzieję, że on tego nie zauważył. Niestety.
- Nie chciałem cię zdenerwować, Gino.
- Nic się nie stało.
Wyciągnął rękę i palcami musnął jej wargi, wzburzony od natłoku emocji, których nie
potrafił nazwać.
Westchnęła, bo pod jego dotykiem jej skóra zapłonęła. Jak do tego wszystkiego doszło?
Jeszcze tydzień wcześniej uznałaby wydarzenia ostatnich dwóch dób za niemożliwe, a jednak
stały się faktem. Nie tylko zobaczyła jego dom, ale i spędziła w nim noc; dużo się o nim
dowiedziała, a teraz ta niezwykła propozycja...
Całym sercem pragnęła ją przyjąć i nie przejmować się konsekwencjami.
Ogarnęło ją dziwne uczucie. Miała wrażenie, że opuściła swoje ciało i ogląda rozmawiającą
parę z zewnątrz. Gdyby się zgodziła, mogłaby być obecna w jego życiu. A gdyby się rozstali,
miałaby przynajmniej piękne wspomnienia. Jeżeli odmówi, pozostanie jej tylko pustka.
Spojrzała na niego i już otwierała usta, żeby wypowiedzieć słowa, które miały nigdy nie wyjść
z jej ust, kiedy odezwał się Harry:
- Oboje jesteśmy głodni. Musimy coś zjeść - powiedział i włączył silnik.
Doznała paraliżuj ącego wrażenia, że przegapiła
KOLACJA Z BYAYM SZEFEM
273
odpowiedni moment i zalała ją fala paniki, złości, żalu i bezsilności jednocześnie. Ale Harry
już zawrócił i wyjechał na drogę.
Po chwili odważyła się zerknąć na niego kątem oka. Sprawiał wrażenie spiętego, a rysy miał
jak wykute w kamieniu. Zacisnęła drżące dłonie na kolanach i powiedziała cicho.
- Przepraszam, Harry.
- Trzy przepraszam" w ciągu kilkunastu minut, między przyjaciółmi, to o dwa za dużo. -
Zerknął na nią tylko, ale rysy mu złagodniały. - Poza tym, nie widzę powodu, żebyś miała
przepraszać. Jest za wcześnie, powinienem był to wiedzieć. Przecież nawet jeszcze nie
wyjechałaś.
Nie chciała wyjeżdżać i gdyby ją jeszcze raz poprosił, zgodziłaby się zostać.
- Zjemy śniadanie i zawiozę cię do domu, żebyś zdążyła pozbierać ostanie drobiazgi, dobrze?
Przygnębiona, tylko pokiwała głową.
Próbował rozluznić atmosferę, ale dla niej to było jeszcze bardziej bolesne. To i jego bliskość.
Pragnęła go tak gorąco, tym goręcej, że przed chwilą ofiarował jej siebie, a ona go odrzuciła.
Co się z nią działo? Co z tego, że nie mógł się jej oświadczyć i pokochać na całe życie?
Przynajmniej uczciwie to przyznał. Iluż mężczyzn obiecywało cały świat, a potem zwyczajnie
uciekało? Jeszcze kilka tygodni wcześniej oddałaby wszystko, żeby usłyszeć to, co usłyszała
przed chwilą.
274
HELEN BROOKS
Teraz chciała mieć wszystko albo nic. Może i oszalała, ale kochała go zbyt mocno, by zgodzić
się na kompromis. I dlatego teraz miała zostać z niczym.
Zaparkowali przed dziwacznym, drewnianym, rozpadającym się budynkiem. Na zewnątrz
stało kilka stolików i krzeseł w kompletnie przypadkowych kombinacjach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]