[ Pobierz całość w formacie PDF ]
drzwi, nawet nie przyczesując włosów.
- Cześć. - Na progu stał uśmiechnięty Travis z kilkoma torebkami w
rękach. - Zniadanie. Taki piękny dzień, że nie powinniśmy zmarnować ani
minuty.
Beth wciąż nie do końca się obudziła.
- Która godzina?
- Dziewiąta - odpowiedział takim tonem, jakby wszyscy powinni być na
nogach.
Odgarnęła zasłaniający jej oko lok.
- Nawet się nie wykąpałam.
- Nie? - Popatrzył na nią ciepło. - Mnie się bardzo podobasz, taka
potargana i zaspana.
Wszedł do środka, wziął ją w ramiona i pocałował. Obudziła się
natychmiast i to było miłe.
Puścił ją i pomaszerował do kuchni.
62
S
R
- Rogaliki są jeszcze ciepłe. Mam też domowe dżemy: agrestowy i
jagodowy, więc się pospiesz, a ja zrobię kawę.
Spędziła w łazience zaledwie kilka minut, włożyła przewiewną sukienkę,
szybko wyszczotkowała włosy i związała je w kucyk. Jeżeli chciał ją widzieć
w makijażu i perfekcyjnym uczesaniu, nie powinien był przychodzić bez
zapowiedzi.
Kiedy weszła do swojej kuchni, bez trudu wyczytała z jego twarzy, że nie
oczekiwał niczego podobnego.
Uśmiechnął się.
- Jesteś piękna, wiesz? Wiedziałem to już za pierwszym razem, chociaż
byłaś cała w błocie.
- To nie było błoto - przypomniała...
Uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Chciałem być miły.
Zerknęła na blat kuchenny, zastawiony tackami z zimnym mięsem,
serami, wędzonym łososiem, małymi roladkami - wciąż ciepłymi, pojem-
niczkami z dżemami i miodem, i wspomnianymi wcześniej rogalikami.
Czekała ich prawdziwa uczta. Była pod wrażeniem i głośno wyraziła swoje
uznanie.
- To zasługa właścicielki delikatesów w miasteczku. Miód jest od jej
pszczół, chyba najlepszy, jaki kiedykolwiek jadłem. - Wskazał na dwie tace
ze szklankami soku pomarańczowego. - Pomyślałem, że zjemy w ogródku.
Wez to, na co masz ochotę.
Sposób, w jaki wszystkim zarządził, wywołał w Beth bunt. Pochyliła się
nad dzbankiem z kawą.
- Na razie wezmę tylko kawę. Mój żołądek jeszcze się na dobre nie
obudził - dodała gwoli wyjaśnienia.
63
S
R
W ogóle się nie przejął i natychmiast poczuła się jak ostatni gbur.
Zerknęła na Harveya, wpatrzonego w leżącą na blacie torbę.
- O co mu chodzi? - spytała zaskoczona.
- Wie, co tam jest. - Uśmiechnął się krzywo. - Zamierzam posunąć się do
przekupstwa.
- Nie musisz się aż tak bardzo starać - powiedziała. - On już i tak woli
ciebie.
- Nie o nim mówiłem. - Nalał dwa kubki kawy i podał jeden Beth. -
Chodzmy do ogrodu.
W ciepłym blasku słońca Harvey w ekstazie ogryzał ogromną kość, a
Beth próbowała nie myśleć o bliskości potężnego męskiego ciała. Ogrodowa
ławeczka mieściła dwoje pod warunkiem intymnej bliskości, więc udo Travisa
naciskało jej udo i czuła jego ciepło przez cienki materiał sukienki.
Sączyła gorącą kawę, nawet nie próbując zachowywać dystansu. Jego
bliskość sprawiała, że wszelkie postanowienia pozostawały czystą teorią.
Pochyliła się, by pogłaskać szorstkie futro. Harvey polizał ją po ręku i
znów zabrał się do kości.
- Dobre psisko - odezwał się Travis. - Zazwyczaj nie pozwalają się
dotykać podczas jedzenia. Jak długo go masz?
Już nie mogła znieść tego napięcia, nie mogła tak po prostu siedzieć i
gawędzić, czując go tak blisko. Wstała pod pretekstem nakarmienia ptaków, a
po powrocie usiadła na donicy z kwiatami, tak jak wtedy, gdy odwiedził ją
pierwszy raz. Dopiero teraz Beth mogła spokojnie odpowiedzieć.
- Dostałam go od siostry, kiedy się wprowadziłam do własnego
mieszkania, jakieś półtora roku temu. Był wtedy zupełnym maleństwem.
Travis zerknął na potężne szczęki, pracowicie obrabiające kość.
- Sporo urósł. Zabierasz go ze sobą do pracy?
64
S
R
Skinęła twierdząco.
- Jeżeli nie mogę, zostaje z Catherine. Mój mały siostrzeniec, James,
uwielbia Harveya, a on jest przy nim łagodny jak baranek. Nigdy wcześniej nie
miałam psa i nie sądziłam, że będę miała, ale teraz nie wiem, co bym bez niego
zrobiła. Harvey jest dla mnie kimś więcej, jest... - przerwała, nie chcąc
zabrzmieć banalnie.
- Przyjacielem? - podpowiedział Travis. Pokiwała głową.
- Najlepszym przyjacielem. Był ze mną w najtrudniejszych chwilach i
zawsze będę mu za to wdzięczna.
Nagle pożałowała, że to powiedziała. Skończyła się przyjemna
pogawędka o niczym. Ale było za pózno.
- Bezwarunkowa miłość. - Travis jednym haustem dopił kawę. -
Zwierzęta są w tym lepsze od nas. Wyobrażam sobie, że to wszystko było dla
ciebie straszne - powiedział spokojnie. - Bardzo mi przykro, że musiałaś przez
coś takiego przechodzić. %7łycie bywa okrutne.
Popatrzyła na niego i odezwało się w niej echo dawnych cierpień.
- Najbardziej mnie boli utrata rodziców - powiedziała tak cicho, że musiał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]