[ Pobierz całość w formacie PDF ]
autostradą. Serce jej się krajało na myśl, jak ucierpiały rośli-
ny i stworzenia.
Tym razem było o wiele ciężej. W ciągu minionych ty-
S
R
godni przywiązała się do tych stron, dlatego tak bolało, kie-
dy patrzyła na wzgórza pokryte setkami martwych czarnych
pni. Na nagą, poczerniałą ziemię i skały. Tam, gdzie jesz-
cze wczoraj podziwiała kredowobiałe pnie i gałęzie, ustro-
jone w miękkie, niebieskozielone, zwężające się liście. Gdzie
zachwycała się trawą w kolorze szampana, wysoką do kolan
i kangurami na gładkich, jasnych głazach, wylegującymi się
na słońcu.
Teraz wszędzie czarno. Nad tą czernią krążą drapież-
ne ptaki... Zadrżała na myśl, ile to płochliwych stworzeń
i stworzonek z buszu straciło życie.
- Busz zadziwiająco szybko odradza się po pożarze - po-
wiedział Byrne. - Już za tydzień się tu zazieleni.
Fiona milczała, ich oczom bowiem ukazał się już dom.
To, co z niego pozostało. Pogorzelisko. Dach z pofalowanej
blachy, poskręcany, leżał na ziemi. Zciany czarne, miejsca-
mi w ogóle przestały istnieć. Poczerniałe ramy okienne, bez
szyb, ledwo trzymające się na zawiasach. Jak rozchwiane zę-
by, które niedługo wypadną.
- Przykro mi, Fiono - powiedział cichym głosem Byrne.
- Ale nie sądzę, żeby cokolwiek udało się uratować.
Fiona uśmiechnęła się smutno.
- Dobrze, że dopiero zaczęłam remont.
- Jesteś ubezpieczona?
- Tak. Dom i cały dobytek.
- A bydło? Ogrodzenia?
- Nie jestem pewna. Ale myślę, że tak.
Zamrugała oczami, żeby powstrzymać łzy. Co spłonęło?
Laptop, ale wszystkie ważne pliki miała przecież w kompute-
S
R
rze w Sydney. Ubrania. Nic, czego miałaby żałować. Oprócz
sukni, którą miała na balu w Gundawarze. MP3 z ulubioną
muzyką można kupić sobie nowy...
Ale tam były przecież też rzeczy Jamiego.
Były trzy fotografie. Przeklęte zdjęcia. Gdyby nie one, Fio-
na być może nigdy by nie wróciła do White Cliffs. Byrne ni-
gdy by nie nosił tej straszliwej rany w sercu.
- Jedziemy? - spytał.
Skinęła tylko głową.
- Może po tym wszystkim dobrze nam zrobi gorąca her-
bata. Masz ochotę? - spytał.
- Herbata?
- Zanim zaczniemy szukać bydła, pojedziemy nad rzekę
i napijemy się herbaty przy ognisku.
Przy ognisku. Oczywiście. Po twarzy Fiony przemknął
blady uśmiech.
- Kiedy człowiek napije się gorącej herbaty, wszystko wy-
daje się już nie takie straszne.
Na brzegu rzeki wyszukali zacienione miejsce z pła-
chetkiem miękkiej trawy. Byrne miał ze sobą w sakwie cały
sprzęt. Nazbierał gałązek i rozpalił ognisko. Nabrał do meta-
lowej puszki wody z rzeki i postawił ją na ognisku.
Ogień cichutko trzaskał, woda w rzece płynęła leniwie.
Idealna chwila, żeby się odprężyć. Z tym Fiona miała jednak
trudności. Niestety, po tak długiej przerwie jazda dawała się
jej już we znaki. Tu i tam zaczynało pobolewać, poza tym
na duszy też nie było lekko. Wciąż myślała o tych zdjęciach,
o spustoszeniu, jakiego dokonały.
- Masz zamiar odbudować dom? - spytał Byrne.
S
R
- Sama nie wiem. Zależy, jakie będą wymagania kupca.
- Nadal jestem zainteresowany.
Fiona pokiwała głową. Odczekała chwilę, odchrząknęła.
- Nie możesz kupić całej ziemi, Byrne. Jamie zrobił zapis
dla swego potomka. Połowa White Cliffs należy już do...
Nie, tego zdania nie była w stanie dokończyć.
Byrne siedział z łokciami opartymi na kolanach i patrzył
w ogień. Milczał. Milczał tak długo, że Fiona zaczęła żałować
swoich słów. Wczoraj wieczorem Byrne okazał jej tyle serca,
dziś rano też był taki życzliwy. Czuła, że stosunki między ni-
mi zaczynają się jakoś układać, nawiązuje się nić porozumie-
nia. Wątła, bo wątła, ale zawsze.
Niestety, wspominając o Jamiem, Fiona zepsuła wszystko.
- Byrne... - zaczęła ostrożnie - to, co zrobił mój brat...
Jestem bardzo przybita tym, że wmieszał się do waszego
małżeństwa.
Woda zawrzała. Byrne wrzucił do niej garść herbacianych
liści i zamieszał gałązką. Woda natychmiast pociemniała,
przybierając kolor ciemnego miodu. Potem Byrne wyszukał
mocniejszą gałąz, żeby zdjąć puszkę z ognia.
Spojrzał na Fionę, po czym przeniósł wzrok na dopalają-
ce się ognisko. Wyraz twarzy miał nieprzenikniony.
- Może ci to w jakiś sposób ulży - powiedział lekko za-
chrypniętym głosem - ale... ale ja nie sądzę, żeby moja żona
zdradziła mnie z twoim bratem.
Fiona ze zdumienia aż otworzyła usta.
Byrne ustawił na ziemi obok puszki dwa zielone emalio-
wane kubki i słoik po dżemie napełniony cukrem. Na słoiku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]