[ Pobierz całość w formacie PDF ]
głośno, nawet przed Steve'em, że postępowanie Eda uważała za... co najmniej dziwne. Po raz
pierwszy miała powód, by podać w wątpliwość zachowanie senatora. Czemu jednak
postępował tak głupio z Leigh?
Nareszcie dotarli do jedenastego dołka, skąd widać było już budynki klubu. Michelle i Steve
skończyli grę jako pierwsi, po czym czekali, by dołączyli do nich Ed i Leigh. Steve zaprosił
wszystkich na lunch i Ed od razu przystał na tę propozycję.
- A nie mówiłem, Steve, że to będzie świetna zabawa? - zawołał radośnie Ed. - Co ty na to,
byśmy wkrótce znowu zagrali w tym samym składzie?
Michelle omal nie roześmiała się głośno, spostrzegłszy przerażoną minę Steve'a, który
szczęśliwie szybko się opanował.
- Oczywiście. Musimy to szybko powtórzyć - odparł z godną podziwu szczerością w głosie. -
Po moim trupie - dokończył po cichu, gdy wraz z Michelle szli w stronę budynku klubu. Ed i
Leigh ciągnęli się za nimi niczym para rozszczebiotanych nastolatków.
- Niepisane prawo głosi, że na polu golfowym nie romansuje się - dodał Steve, krytycznym
spojrzeniem obrzucając parę idącą za nimi.
- Ed nie ma romansu z Leigh! - wykrzyknęła Michelle, oburzona tym nieprawdopodobnym
pomysłem. - Przyznaję, zachowywał się dzisiaj zupełnie nie w swoim stylu. - Pokręciła głową z
dezaprobatą. - Ale nigdy nie zdradziłby żony. Ed jest oddanym ojcem rodziny. Jego
staromodne zasady zawsze budziły mój podziw.
Podekscytowana schwyciła ramię Steve'a.
- Wiem, że w ten sposób rodzą się plotki. Ktoś widzi senatora i jego asystentkę poza biurem
rozbawionych, radosnych i natychmiast podejrzewa najgorsze. Ale...
58
- Chcesz powiedzieć, spostrzega rzecz oczywistą - skomentował cierpko jej słowa Steve.
- Nie Ed! - upierała się Michelle. - Nigdy żaden skandal nie był związany z jego nazwiskiem.
On nie jest kobieciarzem i Yalerie byłoby bardzo przykro, gdyby doszły do niej te... plotki.
Steve, proszę, obiecaj mi, że nie wspomnisz nikomu ani słowa o Edzie, Leigh i... dzisiejszym
popołudniu.
- Nie powiem ani słowa - obiecał Steve, przyglądając się Michelle z politowaniem. - Nie
wierzysz chyba we wszystko, co czytasz o Dineenie w gazetach? Nie zapominaj, że sama
jesteś autorką niektórych wypowiedzi. To, co publicznie mówi się o polityku, jest często bardzo
dalekie od prawdy o tym człowieku.
- Może w pewnym przypadkach rzeczywiście - zgodziła się Michelle.- Lecz ja nie
mogłabym pracować dla oszusta. Muszę wierzyć w ludzi. Ed i Valerie są...
- Nie jesteś wystarczająco cyniczna, Michelle - przerwał jej Steve. - Nie ma w tobie ani krzty
hipokryzji, co jest nie do uniknięcia w polityce. Martwię się o ciebie - dodał cicho. - Nie chcę, by
ktoś cię zranił, a jest to nieuniknione, jeśli Dineen okaże się zupełnie innym człowiekiem, niż
sądzisz.
Michelle spojrzała na Steve'a z zaciekawieniem. Naprawdę wydawał się być o nią szczerze
zatroskany. Podniesiona na duchu tym spostrzeżeniem zdecydowała się zadać mu wreszcie
pytanie, z którym nosiła się już od kilku dni.
- Steve, Courtney zawiadomiła mnie, że wychodzi za mąż w następny weekend - oznajmiła
pośpiesznie.
- To będzie bardzo skromna ceremonia. Zaprosili tylko najbliższą rodzinę, a i tak nie wszyscy
będą mogli przyjechać. Courtney powiedziała, że mogę zaprosić kogoś. Czy nie chciałbyś mi
towarzyszyć?
- Następny weekend? - Steve próbował zyskać na czasie. Miał żelazną zasadę dotyczącą
ślubów. Zawsze bywaj na nich sam. Zabranie dziewczyny na uroczystość o tak symbolicznym
znaczeniu i prowokującą tyle emocji, było niczym spacer po polu minowym.
- W następny weekend nie mogę - usłyszał własny głos. - Jestem umówiony na grę w golfa w
tym klubie chyba z połową stanowego senatu. Przepraszam, skarbie.
- Tak przypuszczałam. - Michelle dobrze zamaskowała swoje rozczarowanie. - Pomyślałam
jednak: cóż szkodzi zapytać.
Steve poczuł ogromną ulgę, słysząc jej pogodne słowa.
- Absolutnie nie szkodzi.
Michelle zdążyła tylko uwolnić Sąueaky i Burtona z ich koszy podróżnych, gdy zadzwonił
telefon.
- Nareszcie wróciłaś! - Steve powitał ją radośnie, zanim zdążyła jeszcze powiedzieć halo". -
Czas najwyższy. Dzwonię cały dzień. Jak udał się ślub?
- Cudownie - cicho odpowiedziała Michelle. - Courtney wyglądała ślicznie, Connor był
wzruszony, a Sarah, dziewczynka, którą mają adoptować, zachowywała się grzeczniutko jak
aniołek przez całą uroczystość.
- To dobrze. Cieszę się, że wszystko ułożyło się im tak doskonale. Czy mogę do ciebie
wpaść?
- Teraz? Dziś wieczorem? - Jej serce zabiło szybciej.
- Tak, dzisiaj - potwierdził Steve. - Jeśli wyjadę w tej chwili, dotrę do ciebie za piętnaście
minut, a może nawet wcześniej, pod warunkiem że nie będzie dużego ruchu.
59
Czy to możliwe, by stęsknił się za mną? zastanawiała się Michelle i w jej sercu pojawiła się
nadzieja. Oglądając ślub Courtney i Connora, zapragnęła nagle sama stać się bohaterką takiej
uroczystości. Pewnie dlatego, przewidując jej reakcję, Steve wolał nie uczestniczyć w tej
ceremonii, pomyślała ponuro.
Steve przyjechał radosny, rześki i w tak pogodnym nastroju, w jakim go jeszcze nie widziała.
Podarował kotom dwie maleńkie pluszowe myszki, zaś Michelle wręczył elegancko
opakowaną paczuszkę z ekskluzywnego sklepu z damską bielizną.
- Myślę, że tęskniłeś za mną - szepnęła, gdy zwinnie i szybko zdejmował z niej niebieską
sportową koszulę i szorty. Pod spodem miała koronkowy komplet w odcieniu błękitu. Kiedy
nakładała go na siebie, marzyła o tym, by Steve zobaczył ją w tej bieliznie i... zdjął ją z niej.
Co zrobił z przyjemnością.
- Naprawdę tęskniłem za tobą - przyznał, nakrywając dłońmi jej piersi. Poczuł nagle ogromne
wzruszenie i zdał sobie sprawę, że rzeczywiście tęsknił za nią. Rozpaczliwie. Nie znaczy to
jednak, że uzależniłem się od Michelle, uspokajał sam siebie.
- Nie jestem przyzwyczajony do samotnych weekendów - wyjaśnił Steve. Jego ręce
wędrowały po łukach jej talii, bioder, ud. - Nie jestem przyzwyczajony, by niemal trzy dni
obywać się bez seksu.
- Biedny Steve! - Michelle pomogła mu pozbyć się ubrania. Jej ręce drżały, gdy dotykała jego
ciepłej skóry, twardych mięśni. - Musimy nadrobić stracony czas, nieprawdaż?
Wymruczał jakąś niezrozumiałą odpowiedz i porwał Michelle w ramiona, całując gwałtownie i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]