[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Z entuzjazmem zabrali się do dzieła. Angelica opowiadała o dzieciństwie i z
rozczuleniem wspominała matkę, która cierpliwie wymyślała obowiązki i zabawy dla trójki
niesfornych dzieci.
Jake słuchał z zainteresowaniem. Sam miał niewiele do opowiadania, lecz to było bez
znaczenia. Angelica posiadała zapas historyjek co najmniej na rok.
Pierwsza kula była ogromna, więc i druga, w odpowiedniej proporcji, była sporych
rozmiarów. Trochę wysiłku kosztowało ich uło\enie jej na podstawie. Ulepili głowę, którą
Jake sam nało\ył na drugą kulę.
To bałwan gigant! zawołała podniecona. Powinniśmy zrobić zdjęcie, bo Kyle nie
da wiary, \e był mojego wzrostu. Masz aparat?
Nie. Brat będzie musiał uwierzyć ci na słowo.
Nie znasz mojego brata, on uwa\a, \e zjadł wszystkie rozumy i wszystkich chce
rozstawiać po kątach. Zało\ę się, \e nawet nie pozwoli mi dokończyć zdania i orzeknie, \e
zmyślam. Westchnęła i przewróciła oczami. Ulepiliśmy wspaniałego bałwana i
najwa\niejsze, \e sami jesteśmy o tym przekonani. Kyle się nie liczy.
Jake podejrzanie zamilkł i jakby o niej zapomniał.
Gdzie bujasz myślami? spytała, ciągnąć go za rękaw.
Co? ocknął się. Co mówisz?
Dam ci buziaka, jeśli powiesz, o czym myślałeś.
Buziaka chętnie biorę, ale o niczym specjalnym nie myślałem. Wracamy?
Nie, chodzmy jeszcze kawałek.
Nie zauwa\ył dziwnego błysku w jej oczach, poniewa\ odwróciła głowę. Nie chciała,
\eby się domyślił, co knuje. Czuła się beztroska i szczęśliwa jak dziecko.
Poszli w stronę kępy drzew. Angelica przystanęła, aby otrzepać śnieg z butów, więc
Jake ją wyminął i powoli szedł dalej. Zgarnęła trochę śniegu, ulepiła kulę, podrzuciła ją w
górę i złapała. Jake odwrócił się i zezem popatrzył na śnie\kę.
Nie staję do \adnych zawodów powiedział zdecydowanym tonem.
Jesteś wstrętny!
A ty niewdzięczna. Powinnaś się cieszyć, \e mam litość nad tobą i nie chcę, \ebyś
przegrała z kretesem.
Mo\e się zało\ymy, \e wygram? spytała, podrzucając białą kulę i podchodząc
bli\ej.
Jake cofnął się, więc postąpiła dwa kroki do przodu. Jake jeden do tyłu, ona znowu
dwa do przodu. Uśmiechając się od ucha do ucha, rzuciła śnie\kę. Kula trafiła w gałąz i na
głowę Jake a posypał się śniegowy puch.
Zmiejąc się radośnie, Angelica zawróciła i pobiegła w stronę domu. Tyle razy udało
się jej z braćmi, więc i teraz sądziła, \e zdą\y dobiec. Tymczasem Jake ją dogonił i podciął
nogę. Upadła na śnieg, trzęsąc się ze śmiechu i nie mogąc uspokoić. Jake przewrócił ją na
plecy i wcisnął jej za kołnierz garść śniegu.
Brutal! Przestań! krzyknęła oburzona. Zimno mi! Chciała się wykręcić, lecz
przygwozdził jej nogi, więc nie mogła się ruszyć.
Pewnie, \e zimno. A myślałaś, \e mnie było ciepło? Zaczęła machać rękoma i
obsypała ich oboje śniegiem.
Ju\ dobrze, dobrze, poddaję się. I przepraszam wykrztusiła, chichocząc.
Takich przeprosin nie przyjmuję. Usiadła i cmoknęła go w zimny policzek.
Chętnie dam ci gorącego buziaka, ale w domu, przy kominku obiecała. Nie na
takim mrozie.
Patrzył na nią pełnym po\ądania wzrokiem. Wyglądała ślicznie. Miała zarumienione
policzki, błyszczące oczy, czerwone usta rozchylone w zalotnym uśmiechu.
Angel, czy wiesz, \e doprowadzasz mnie do szału?
Chciałam tylko, \eby było wesoło.
Nie igraj z ogniem.
Przytulił czoło do jej czoła i zamknął oczy. Po chwili westchnął, wstał ocię\ale i
wyciągnął rękę.
Zimno ci?
A jak myślisz? spytała roześmiana.
Mnie chłodno, więc wracamy. I idziemy razem.
Rozkaz.
Szli razem, lecz nie trzymali się za ręce. Angelica chętnie zdjęłaby rękawiczkę, nawet
na takim mrozie, byle tylko czuć dotyk jego dłoni. Niestety, wsunął ręce do kieszeni i szedł
zadumany, jak gdyby daleko błądził myślami. Czy\by nadal byli sobie obcy, jak podczas
owych długich dwóch lat? Nie liczyły się ostatnie dni? Mo\e znowu przypomniał sobie o
obowiązkach i o sprawie, którą niebawem rozwikła?
Po powrocie dorzucił drew do kominka i wyszedł. Angelica patrzyła na niego z
bolesnym wra\eniem, \e znowu się od niej odsuwa, odchodzi. Bała się, \e na zawsze. Przez
całe popołudnie było wspaniale, do chwili gdy wyraznie dała do zrozumienia, \e marzy o
pocałunkach. Zwiesiła głowę i poszła do sypialni, by przebrać się w suche rzeczy.
Podczas kolacji panowała napięta atmosfera. Odzywali się do siebie tylko, aby
poprosić o coś lub podziękować. Potem Jake zaproponował, \e pozmywa. Zrozumiała, \e
pragnie być sam.
Jutro wracam do domu powiedziała cicho.
Nie musisz. Mo\esz tu zostać...
Nie o to chodzi. Muszę wrócić do normalnego \ycia. Jestem ci bardzo wdzięczna, \e
mnie zaprosiłeś, ale mam nadzieję, \e przez ten czas złapano rzezimieszka. Trzeba nadrobić
zaległości, których mam sporo.
Umówiłaś się na randkę, \e tak ci pilno? rzucił ironicznym tonem. Mo\e.
Myślałem, \e nie masz nikogo. Popatrzyli sobie w oczy.
To nie powinno cię ju\ interesować. Przyznaję, \e kiedyś byliśmy sobie bliscy. Ale
teraz moje \ycie jest wyłącznie moje i tobie nic do niego.
Pod wpływem jej ostrych słów Jake zbladł i niebezpiecznie zalśniły mu oczy.
Masz rację syknął. Odwiozę cię jutro rano.
Dziękuję i \yczę dobrej nocy. v Nie dziękuj, wyznam ci szczerze...
Wyszła z podniesioną głową, chocia\ wcale nie była zadowolona z takiego obrotu
sprawy. Audziła się, \e Jake powie coś, co będzie świadczyło, i\ mu na niej zale\y. A
[ Pobierz całość w formacie PDF ]