[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mama rzekł Kirk i wskazał ją rączką. Tata
dodał, wskazując Setha.
Tak, stary, jestem tu odparł automatycznie
Seth.
Meghan zamarła z przerażenia. Kiedy to Kirk
zaczął nazywać Setha tatą? Sądząc po reakcji Setha,
nie zdarzyło się to po raz pierwszy. No tak, właś-
ciwie dlaczego nie miałby go tak nazywać? Seth jest
ojcem Kirka i nic tego faktu nie zmieni.
Jak ci minął dzień? spytał Seth, stawiając na
stole talerz z kanapkami.
Meghan wręczyła Kirkowi krakersa.
Nie ma właściwie o czym opowiadać. Na
obiad zjedliśmy coś z grilla i powiedziałam Mar-
kowi o tobie. Czekając na jego reakcję, wstrzyma-
ła oddech.
Z chochlą w ręku Seth wpatrywał się w nią
z niedowierzaniem.
%7łartujesz.
Nie, nie żartuję. Meghan dopiła resztę wina.
Postawiłeś mnie w trudnej sytuacji. Mark stawał
168 Carla Cassidy
się coraz bardziej podejrzliwy. Myślał, że przekupi-
ła mnie jakaś inna agencja... albo nawet jakieś inne
państwo. Podejrzewał mnie o zdradę. Musiałam
więc powiedzieć mu prawdę.
Seth odłożył chochlę i podszedł do niej. Przygo-
towana była na wybuch gniewu, on jednak delikat-
nie położył ręce na jej ramionach i spojrzał na nią
poważnie. Ciepło, bez cienia złości.
Rzeczywiście... Nie pomyślałem, że może ci
być trudno. Przykucnął i bardzo delikatnie poca-
łował ją w czoło. Przepraszam dodał, wstając,
i wrócił do kuchenki.
Mark obiecał, że nikomu nie powie, nawet
Jonaszowi. Meghan mówiła szybko, by nie myś-
leć, jak bardzo chciałaby się znalezć w ramionach
Setha. I wyobraz sobie, że zaoferował swoją
pomoc w szukaniu tych narkotyków.
Seth postawił na stole talerz z kanapkami.
Co dwóch specjalistów, to nie jeden. Po
kolacji będę musiał wyjść na chwilę.
Wyjść? spojrzała na niego zdziwiona. Myś-
lałam, że się ukrywasz.
Ukrywam się, ale okazało się, że muszę coś
załatwić.
Nie wiem, co może być tak ważnego, że
ryzykujesz, że ktoś cię zobaczy.
Uśmiechnął się znów, a jej żołądek wykonał
szalone salto.
Prezent od losu 169
Czyżbyś zapomniała, że dziś Wigilia? Jako
pomocnik świętego Mikołaja mam związanych
z tym świętem kilka obowiązków. Trzeba pomóc
staruszkowi.
Widzę, że na dobre uległeś tej bożonarodze-
niowej magii.
Wcale nie. Może o tym nie wiesz, ale w każdą
Wigilię wkładam zielone rajtuzy i kapelusz krasno-
ludka i pilnuję, by nikt nie zakłócał przejazdu sań.
Meghan parsknęła śmiechem. Wyobraziła sobie
swojego przystojnego męża w zielonych rajtuzach
i kapeluszu. Kiedy dotarło do niej, że pomyślała
o nim jako o mężu i to bynajmniej nie byłym mężu,
natychmiast przestała się śmiać. Nie może przecież
zapomnieć, że wkrótce na dobre zniknie z jej życia.
Nie ma więc żadnych powodów do śmiechu.
Seth postawił kołnierz kurtki i wciągnął na głowę
wełnianą czapkę, którą podała mu Meghan.
Poznałabyś mnie? spytał.
Natychmiast. Ale nie bój się, w tym tłumie
nikt cię nie zauważy. Meghan wsunęła mu pod
czapkę wystający kosmyk włosów. Przydałby ci
się fryzjer.
Zawsze mi to mówisz.
Z trudem powstrzymał się, by nie wziąć jej
w ramiona i nie pocałować. Właściwie cały czas
chciał się z nią znów kochać.
170 Carla Cassidy
Za długo był sam... za dużo czasu spędził samot-
nie w tym domu, myślał, ruszając do drzwi. Rzadko
miewał tak dużo czasu na rozmyślania, rzadko bywał
w miejscu tak naznaczonym obecnością Meghan.
W samochodzie, jadąc w stronę pobliskiego
centrum handlowego, też czuł jej obecność i nie
mógł przestać o niej myśleć. Kochając się z nią, miał
nadzieję, że będzie to po raz ostatni, że nareszcie
przestanie o niej myśleć. Niestety, stało się inaczej.
Ich bliskie obcowanie ze sobą obudziło w nim
dawną miłość, miłość, która właściwie tak napraw-
dę nigdy nie umarła, tkwiła tylko głęboko w jego
sercu, na tyle głęboko, że nie sprawiała mu bólu.
Parkując, zdecydował nie myśleć więcej o tej
beznadziejnej sytuacji i skupić się raczej na celu
wyprawy. Na prezentach dla Meghan i Kirka.
W centrum było pełno ludzi, którzy tak jak on
zostawili świąteczne zakupy na ostatnią chwilę.
Rodziców w panice szukających zamówionych
przez swe pociechy zabawek, mężów chcących
prezentami wynagrodzić swoją obojętność, poiryto-
wanych sprzedawców mających po dziurki w nosie
swoich klientów.
Seth chodził alejkami od sklepu do sklepu,
właściwie nie wiedząc, czego szuka.
Zdawał sobie sprawę, że będzie to jego pierwszy
prezent dla Kirka i prawdopodobnie ostatni dla
Meghan. Chciał, żeby i jeden, i drugi był idealny.
Prezent od losu 171
Zabrało mu to prawie dwie godziny. W końcu,
zadowolony z zakupów, ruszył ku najbliższemu
wyjściu.
Steve! Hop, hop!
Zatrzymał go znajomy głos. Odwrócił się i ujrzał
zdążającą w jego stronę sąsiadkę Meghan, panią
Rose Columbus.
Cześć, Rose. Co tu robisz w ten najgorszy na
zakupy wieczór?
Na pewno nie zakupy odparła ze śmiechem.
Lubię przychodzić do centrum w Wigilię. Ręką
wskazała bar kanapkowy. Siedzę tam, piję kawę
i spokojnie patrzę na tych szalejących ludzi, kupu-
jących coś bez sensu, byle tylko zdążyć kupić
cokolwiek, aby mieć prezent.
Nie mógł nie współczuć tej samotnej, starszej
kobiecie pozbawionej rodziny. Domyślał się, jak
trudny jest dla niej ten świąteczny czas i po raz
pierwszy pomyślał, jak również smutno musiało
być rok wcześniej Meghan. Była samotną kobietą
z dwumiesięcznym dzieckiem.
Może wpadniesz do nas jutro rano na kawę?
zaproponował.
A wiesz, że chętnie. A co ty tu masz w tych
torbach? Prezenty dla Meghan i Kirka? zaintere-
sowała się Rose.
Tak, bałem się, że gdybym nic nie miał,
wyrzuciłaby mnie z domu.
172 Carla Cassidy
Pokaż. Rose najwyrazniej sprawiało przy-
jemność oglądanie prezentów przeznaczonych dla
innych.
To, co kupił dla Kirka, mógł pokazać jej bez
wahania, jednak prezent dla Meghan raczej nie
nadawał się do pokazywania.
Kirkowi kupiłem mały komputerek, który ma
go nauczyć alfabetu, kolorów i kształtów rzekł
z nadzieją, że to jej wystarczy.
Super, pokaż, niech zobaczę to cudeńko.
Gestem kazała mu otworzyć torbę.
Seth wyjął z torby opakowaną w kolorowe pudło
zabawkę.
O, ile guzików i klawiszy... Na pewno
będzie zachwycony. Jeśli nie teraz, to za rok
lub dwa... A dla Meghan? Nie dała się zbyć
Rose.
Coś do ubrania... takie tam coś... Machnął
ręką Seth.
Sweter? Sukienka? Nie ustawała Rose.
Niezupełnie...
Czując, że jego opór wzmaga tylko jej ciekawość,
w końcu się poddał.
Kuzyni, akurat mruknęła pod nosem Rose,
kiedy chował prezent z powrotem do torby. Już się
nie uśmiechała. Wyprostowała się i spojrzała mu
prosto w oczy. Nie wiem, kim jesteś i dlaczego
mieszkasz u Meghan. Ale błagam cię, nie zrób jej
Prezent od losu 173
krzywdy. Wiele przeszła i była załamana, kiedy mąż
ją opuścił. Już dość się w życiu nacierpiała.
Wiem odparł cicho Seth. I wcale nie
zamierzam jej skrzywdzić.
To dobrze uspokoiła się Rose. A teraz
lepiej już wracaj. Mam nadzieję, że zobaczymy się
jutro rano na kawie. Rose posłała mu całusa
i ruszyła w stronę baru.
Seth przez chwilę patrzył, jak siada przy stoliku,
potem poszedł w swoją stronę. Nogi miał jak
z ołowiu. W głowie wciąż brzmiały mu słowa,
którymi uspokoił starszą panią. Naprawdę nie za-
mierzał skrzywdzić Meghan. Miał jednak wrażenie,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]