[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- A więc wciąż siedzi w Karolinie Północnej, czekając, aż mu
powiesz, co zrobić z Lancingami?
-Tak.
Wróciłem do biurka w jego pracowni i usiadłem przy nim
na chwilę, przez okno spoglądając na kobietę grabiącą trawnik
po drugiej stronie ulicy. Gdy układałem w myślach odpowiedź,
w jednej chwili uświadomiłem sobie pełen obraz tego, co za-
mierzałem zrobić - z Lutherem, fotografiami, nawet z Orsonem.
Było to objawienie wcale aż tak nieróżniące się od tych, jakich
226-
doświadczałem, znajdując nagle drogę w gąszczu pomysłów,
gdy układałem plany powieści.
Pisząc, martwiłem się, że moja e-mailowa odpowiedź dla
Luthera mogłaby zbyt podejrzanie różnić się od stylu i formy,
jakimi posługiwał się Orson, ale zaryzykowałem:
Od: dparker@email.woodside.edu
Data: Sobota, 9 listopada 1996 13:56:26-0500 (EST)
Do: LK72@aol. com
Temat:
Jedź do Sas. Później może sam zajmę się L, jeżeli
zajdzie potrzeba. Ja też jestem w drodze, wiesz dokąd.
Chcesz się spotkać gdzieś po drodze jutro późnym ran-
kiem albo w poniedziałek i opowiedzieć mi osobiście o tej
strpr?
Wróciłem do salonu i napełniłem strzykawkę zawartością
dwóch fiolek Ativanu. Następnie głęboko wbiłem igłę w mię-
sień nagiego pośladka Orsona. Po drodze do drzwi usłyszałem,
że woła mnie po imieniu, lecz się nie zatrzymałem. Wszedłem
po schodach i skierowałem się do pokoju gościnnego, nie chcąc
spać w jego łóżku. Materac był zbity i nierówny, ale byłem na
nogach już od trzydziestu godzin i mógłbym spać nawet na tłu-
czonym szkle. Przez okno usłyszałem, jak dzwon w college'u
bije dwa razy, ptasie przekrzykiwania, wiatr w gałęziach drzew
oraz samochody w dolinie pod nami - odgłosy miasteczka
w Nowej Anglii w sobotnie popołudnie. „Tak bardzo mi do tego
daleko".
227-
Moje myśli towarzyszyły Beth Lancing i jej dzieciom, gdy
powoli zapadałem w sen. „Staram się ocalić wam życie, a po-
zbawiłem was z męża i ojca. Ograbiłem sam siebie z najlepszego
przyjaciela". Zastanawiałem się, czy już wyczuwała, że odszedł
na zawsze.
Rozdział 20
Zszedłem na dół o pierwszej trzydzieści w nocy, przespawszy
bite jedenaście i pół godziny. W domu nadal panował spokój.
Słyszałem jedynie leciutki mechaniczny oddech urządzeń ku-
chennych, gdy włączały się i wyłączały w ciszy poprzedzającej
świt.
Nastawiłem dzbanek kawy i wsunąłem głowę do salonu.
Krzesło Orsona leżało przewrócone. Był nieprzytomny, nagi,
nadal niewygodnie uwiązany do przewróconego krzesła. Wy-
glądał słabo, bezradnie, i przez moment pozwoliłem sobie na
współczucie.
Boso przeszedłem do pracowni i usiadłem za biurkiem. Gdy
monitor się ożywił, trzeszcząc z powodu elektryczności statycz-
nej, zobaczyłem, że czeka jedna wiadomość. Wpisałem hasło
i otworzyłem nowego e-maila:
Od: LK72@aol.com
Data: Niedziela, 10 listopada 1996 01:02:09-0500
(EST)
Do: David Parker dparker@email.woodside.edu
Temat:
0,
229-
mogę być w SB w poniedziałek wiecz. Zadzwoń, kiedy
dojedziesz do Nbrsk i pogadamy o spotkaniu.
L
Wyłączyłem komputer, wróciłem do salonu i zrobiłem Orso-
nowi kolejny zastrzyk. Potem poszedłem na górę, żeby wziąć
prysznic.
Gorąca woda przyniosła poczucie nieskalanej czystości. Gdy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]