[ Pobierz całość w formacie PDF ]

oczy. Maszyna ruszyła i zatrzymała się po pięciu minutach kołowania
za jakimś hangarem. Pilot uprzedził, że samolot wystartuje, gdy
uspokoi się burza szalejąca nad Irlandią Północną. Targane wiatrem
uderzenia ulewy o okienko samolotu miały w sobie hipnotyczną moc i
Patrick w końcu zasnął.
Od czasu do czasu w głośniku skrzypiał głos kapitana, który
informował pasażerów o natychmiastowej (i bardzo elastycznej)
chwili startu. Wyrywany ze snu spowodowanego tym niekończącym
się oczekiwaniem Patrick otwierał jedno oko i spoglądał na zamglone
okienko. Zaspany zauważył w duchu, że taka wilgoć między
podwójnymi szybami samolotu świadczy o jego wątpliwej
szczelności. Na zewnątrz klapy na skrzydłach podnosiły się i opadały,
jak u dużego ptaka straszącego pióra.
Po trzech godzinach samolot wystartował, pozostawiając swemu
losowi szmaragdowy klejnot mórz północy, Irlandię, i wpadł dziobem
w burzę. Sączenie whisky i chrupanie orzeszków stało się niemożliwe.
Patrick na nowo zamknął oczy, chwycił się kurczowo oparcia i za
każdym razem, gdy wpadali w dziurę powietrzną, przestawał
oddychać. Ze skurczonym żołądkiem czekał, aż przelecą mile dzielące
Belfast od Paryża.
Niektóre eskapady charakteryzują się tym, że kumulują wszelkie
przeszkody. Podróż, którą właśnie odbywał Patrick, należała do
kategorii nieszczęsnych. Ukoronowaniem pełnego turbulencji lotu
było nieprzyjemne lądowanie i długie oczekiwanie w samolocie na
wyjście (przednie drzwi zablokowały się i wszyscy pasażerowie
musieli wysiadać tylnymi). Wyczerpany i głodny wsiadł do taksówki
o dwudziestej. Warunki atmosferyczne wspaniale odegrały swoją rolę
- nadeszła pora na problemy techniczne.
Kierowca taksówki okazał się równie uroczy, co debiutujący w
zawodzie. A kiedy na autostradzie złapali gumę (w tylnym lewym
kole) dokładnie w chwili, kiedy zaczął siąpić francuski kapuśniaczek,
młody Irlandczyk poczuł, że zbiera mu się na śmiech. Nie
pozostawało mu nic innego, jak pomóc nieprzyzwyczajonemu jeszcze
do nowego samochodu kierowcy odszukać w bagażniku lewarek i
koło zapasowe. A potem wspólnymi siłami naprawili usterkę.
Do Popadom & Co dotarł o dwudziestej drugiej trzydzieści, a
komitet powitalny w składzie: Mirna, Pimmi, James Allen, Solange i
Dafne, do których wczesnym wieczorem dołączył Justin, odetchnął z
ulgą. Spokojna już Mirna złożyła na policzkach zniewalającego
Patricka dwa siarczyste całusy, a on wyciągnął z torby butelki whisky,
bodhran, dyski, całego wędzonego łososia (postanowili zrobić z niego
kanapki na piknikowy aperitif) i dwa wełniane szaliki - niebiesko -
zielony dla Pimmi i malinowo - bordowogranatowy dla Mirny. Ta zaś
przedstawiła go dwóm nie znającym go jeszcze osobom: swojej
ukochanej James Allen (której ambiwalencja seksualna została, za jej
zgodą, od razu wyjaśniona) i jej najbliższemu przyjacielowi Justinowi,
który przybył na początku tygodnia i miał zamiar wyjechać w
poniedziałek rano.
Komitet organizacyjny zasiadł do stołu. Patrick wśliznął się
między Pimmi i Dafne, Solange siedziała u szczytu, Justin
naprzeciwko Patricka z Jamesem Allenem po lewej i Mirną po prawej
stronie. Menu składało się z wybornego biryani (ryżu Basmati z
baraniną). Nałożyli sobie kolejno, a potem Patrick ze swym śpiewnym
akcentem z kraju północy i właściwym dla siebie poczuciem humoru
opowiedział im swój dzień.
Rozdział 30
Lilian i Justin przybyli do parku Andre - Citroen w sobotę
wczesnym popołudniem. Zwiedzili ogród japoński, szklarnię, usiedli
na dłuższą chwilę przy fontannie, potem przenieśli się na betonowy
murek ciągnący się wzdłuż trawnika. Grzało ich przyjemne,
kwietniowe słońce. Justin powoli przychodził do siebie po rozstaniu z
Tedem, który następnego dnia po przybyciu do Paryża nabrał dystansu
do ich związku (mówiąc wprost: zerwał brutalnie i bez
wypowiedzenia). Przylecieli we wtorek i poszli na kolację do
restauracji niedaleko hotelu, a w środę, tuż przed poranną kawą, Ted
oznajmił, że wszystko między nimi skończone i że po południu
zamierza wracać do Bostonu.
- Już cię nie kocham - oświadczył siedząc na skraju łóżka, w
którym jeszcze leżał Justin, i zapinając koszulę. - Trwa to już jakiś
czas. Myślałem, że to chwilowe, że minie, że miłość powróci, ale to
bzdura sądzić, że uczucie wraca. Kiedy zaproponowałeś podróż we
dwóch do Paryża, pomyślałem sobie, że to dobry pomysł, że to [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •