[ Pobierz całość w formacie PDF ]

I ileż ten Russ potrafił zjeść! Shane ze zdziwieniem patrzył, jak biegnie powiewając uszami,
gdy tylko ktoś zawołał:  Jedzenie! Miska była pusta, zanim Shame zdążył ją powąchać.
Kiedy Russ przychodził z wizytą, pierwszą rzeczą, jaką robił, było wylizanie do czysta miski
Shane'a. Shane czuł się urażony, on przecież nigdy się tak nie zachowywał, kiedy odwiedzał
Russa. Zresztą i tak nie miał szans, miski olbrzyma zawsze były puste, już on o to dbał.
Ale nowofundland mógł w każdych okolicznościach liczyć na podziw Shane'a. Russ był
niezwykle mądry, zwłaszcza gdy chodziło o prace w ogrodzie. Kiedy jego państwo siali
cokolwiek na kwietnikach, Russ deptał im po piętach i zaraz wszystko wykopywał.
Shane'owi ogromnie to imponowało, choć ludzie najwyrazniej nie byli zachwyceni jego
pracowitością. Sam Shane nie zajmował się robotami w ogródku. Jego specjalnością było
znoszenie do domu najrozmaitszych rzeczy. Zciągał gałązki i kawałki drewna i tarmosił je na
białym, włochatym dywanie Christy, który dawno już przestał być tak bardzo biały. Gdy
ludzie narzekali, że tyle w nim drzazg, Shane nie mógł pojąć, o co im chodzi.
Pozwolono mu też codziennie przynosić do domu lokalną gazetę. Każdego ranka toczył z
państwem zabawną walkę o ten zadrukowany papier, a potem ludzie zbierali kawałeczki i
dopasowując je do siebie, czytali. Twierdzili, że Shane jeszcze nie do końca pojął swoje
zadanie, ale on uważał, że świetnie je wypełnia.
Pewnego dnia odwiedzili ich przyjaciele, przyprowadzili całkiem dorosłego psa, na dodatek
płci przeciwnej. Shane oszalał i niesamowicie wdzięczył się do suczki. Z podniesionym
ogonem i postawionymi uszami podskakiwał na sztywnych łapach. Rozbawiona Karine
musiała się odwrócić, nie należy bowiem ranić uczuć psa, który ma poważne zamiary.
Ale wybranka Shane'a zdawała się go nie dostrzegać. Z początku okazywała wiele
cierpliwości, ale gdy Shane stał się zbyt natarczywy, nagle się zdenerwowała. Wystarczyła
148
krótka, gniewna reprymenda. Shane wycofał się przestraszony, urażony do głębi i łapą
pocierał nos, który znalazł się w zbyt bliskim kontakcie z zębami psiej panny.
Nagle zjawili się nowi goście, jeden z domowników miał bowiem urodziny, i przyprowadzili
kolejnego psa, prawdziwie dorosłego psa, który opanował naprawdę elegancką sztukę. Pod
krzakiem róży przy bramie podniósł nogę. A potem kopał tylnymi łapami, aż ziemia pryskała
na wszystkie strony. Shane oniemiał z podziwu, oczy mu pociemniały z zazdrości. Pies
tymczasem podszedł do kolejnego krzaczka i powtórzył całą procedurę. Shane nie
odstępował go ani na krok i pilnie chłonął wiedzę. Czegóż ten obcy pies nie umiał! Kiedy po
raz trzeci podniósł nogę, Shane nie wytrzymał. Musiał i on spróbować. Nie bardzo mu to
wyszło, nie potrafił zachować równowagi. Poderwał się prędko, by inne czworonogi nie
zauważyły, jak się zbłaznił.
Potem wszystkie psy usadowiły się wokół stołu, z nadzieją wyczekując na ewentualne
resztki. I rzeczywiście, spadały, szczególnie w miejscach, gdzie siedzieli Marine, Joachim i
Nataniel.
Był to wielki dzień w życiu Shane'a! Wieczorem padł na dywan i zasnął Jak kamień. Przez
całą noc ani drgnął.
Karine uwielbiała swego pupilka. Mogła przyglądać mu się godzinami. Zdawała sobie
sprawę, że on jest jej jedynym ratunkiem.
Tego wieczoru kładła się spać równie szczęśliwa jak Shane i z rozrzewnieniem wspominała
szczegóły swej wizyty. Przypominała sobie, jak Shane w końcu musiał schować męską
dumę do kieszeni i przykucnąć na trawniku niczym suczka. Duży przyglądał mu się z
niejakim roztargnieniem, a potem dumnie podniósł nogę, nie omijając Shane'a.
Nadprogramowa kąpiel wywołała wielkie poruszenie. Nataniel i Joachim szorowali Shane'a
przy wtórze połajań, jakie właściciele dużego psa wypowiadali pad adresem swego
ulubieńca.
Karine nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Tak bardzo się przyjaznili, Ona, Joachim,
Nataniel i maleńki Shane. I jeszcze Christa. Panowało między nimi zrozumienie. Starali się
być blisko siebie, instynktownie wyczuwając, jak wiele ich łączy.
%7łycie Karine jakoś więc się toczyło, z pozoru spokojne i wesołe, lecz w rzeczywistości
trawione lękiem i depresjami.
Pewnego dnia Abel powiedział:
- Podobno na całym południu kraju znów panuje nosówka, a Shane nie był chyba
szczepiony?
- Ja... ja nie wiem - niepewnie odparła Karine.
149
- Nie, nie był szczepiony - stwierdziła Christa. I ona się zaniepokoiła. - Po prostu
zaniedbanie. Powinniśmy chyba to zrobić.
Karine poderwała się z krzesła.
- Natychmiast!
- Dzisiaj nie mamy czasu - odrzekła Christa. - Jestem w samym środku wielkiego prania i
potrzebna mi twoja pomoc, Karine.
- Dawid ma jechać do miasta - przypomniał sobie Abel. - Razem z Efremem. Chyba oni
mogą się tym zająć?
Tak też się stało. Shane pojechał samochodem Dawida, którym zresztą uwielbiał
podróżować. Karine patrzyła za nim ze strachem. A jeśli wpadną do rowu? Albo Efrem
będzie niedobry dla psa, przecież go nie znosił.
Ale Dawid lubił psiaka, tuż on przypilnuje młodszego brata.
Po południu Efrem wrócił do domu. Sam.
- Dawid miał tyle spraw do załatwienia, przyjechałem autobusem - powiedział swym
zwykłym nieprzyjemnym tonem.
- A Shane? - dopytywała się Karine. - Czy on jest z Dawidem?
Efrem posłał jej kose spojrzenie, a potem popatrzył prosto w oczy. Z jego twarzy biła
agresja. Christa wyszła akurat z naręczem mokrej bielizny, którą chciała rozwiesić do
suszenia.
- Shane? - Efrem niemal wypluł to słowo. - Już był zarażony.
Karine uśmiech zamarł na ustach.
Efrem ciągnął ze zle skrywaną radością:
- Weterynarz zrobił mu więc zastrzyk. Shane i tak już nie miał szans, a w dodatku mógł
zarazić inne psy.
- Nie, to nie może być prawda! - zawołała Karine.
Efrem zapytał gniewnie:
- Uważasz może, że kłamię?
150 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •