[ Pobierz całość w formacie PDF ]
była zbyteczna. Chłopiec zasnął natychmiast po dniu pełnym nowych wrażeń. Ale jej na
pewno nie będzie tak łatwo zasnąć. Groźba, jaką pożegnał ją Jed, wciąż brzmiała jej w
uszach.
- Wrócę później i będziesz mi musiała odpowiedzieć na kilka pytań!
Zeszła do kuchni i zrobiła sobie filiżankę gorącej ziołowej herbaty. Miała nadzieję,
że pomoże jej ukoić nerwy. Na tacy położyła też kawałek ciasta i przeszła do salonu.
Usiadła na swojej ulubionej sofie i odetchnęła głęboko. Przez chwilę zastanawiała się,
czy nie rozpalić ognia w kominku, ale uznała, że jest już zbyt późno. Włączyła telewizor
i przez chwilę przerzucała kanały, ale nie znalazła nic interesującego. A może po prostu
nie była w stanie się na niczym skupić.
Rozejrzała się dookoła. Kochała swój dom. Mała willa, która przylegała do domku
ciotki Jenny, od dłuższego czasu była wystawiona na sprzedaż. Dzięki pieniądzom uzy-
skanym ze sprzedaży diamentowego naszyjnika i kilku innych sztuk biżuterii, którą po-
darował jej Jed, mogła sobie pozwolić na jej kupno. Urządziła ją skromnie, ale bardzo
ciepło i przytulnie, rodzinnie.
Niestety miała przeczucie, że jej spokojne i szczęśliwe życie wkrótce bardzo się
zmieni. Wiedziała, że Jed tak łatwo nie zrezygnuje. Ale zdecydowanie nie pozwoli ode-
brać sobie dziecka. Jed nie mógł nic zrobić wbrew jej woli.
Godzinę później była już pogrążona w poprawianiu wypracowań swoich uczennic.
Zachichotała na rewelację jednej z nich, według której hasło Rewolucji Francuskiej
brzmiało: Równość, Wolność, Bohaterstwo.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi i zerwała się na równe nogi. Przez chwilę zasta-
nawiała się, czy otworzyć, ale obawiała się, że natarczywe pukanie może obudzić Bena.
Dobrze wiedziała, kto czekał za drzwiami.
Biorąc głęboki oddech, otworzyła drzwi. Jed stał z uniesioną ręką, jakby chciał po-
nownie zapukać. Cierpliwość nigdy nie była jedną z jego zalet, przypomniała sobie. Gdy
czegoś chciał, niezależnie, czy chodziło o biznes, czy o kobietę, dążył prosto do celu,
wykorzystując wszystkie dostępne środki. Jak do tej pory nie miał na swoim koncie po-
rażki. Ale zawsze musi być ten pierwszy raz...
Jego ciemne oczy były nieodgadnione, ale w szerokich ramionach wyczytała na-
pięcie. Phoebe wyprostowała się bezwiednie, chcąc dodać sobie odwagi. Jed wyglądał
jeszcze bardziej przerażająco i groźnie.
- Jest już trochę za późno na rozmowę, nie sądzisz? Cokolwiek chcesz mi powie-
dzieć, możesz poczekać z tym do jutra. Chciałabym się już położyć - dodała, próbując
zamknąć drzwi, ale Jed był szybszy.
Zdecydowanym krokiem wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi.
- Dlaczego, Phoebe? Jak mogłaś mi to zrobić? - spytał, biorąc ją za rękę i przycią-
gając do siebie. - Nie miałaś problemu z tym, aby mi powiedzieć, że jesteś w ciąży. Co
się więc stało, że kilka miesięcy później nie powiedziałaś mi o moim synu? - spytał z
nienawiścią w głosie.
- To nie jest twój syn - odpowiedziała odważnie, w ostatniej desperackiej próbie
zmuszenia go do wyjścia i zostawienia ich w spokoju.
Ale Jed nie rozluźnił uścisku. Nagle Phoebe uświadomiła sobie, że jego bliskość
działa na nią w dobrze znany jej sposób i zadrżała.
- Kłamiesz i mógłbym cię udusić za to, co zrobiłaś mnie i mojemu synowi. - Jego
ręka zacisnęła się wokół jej szyi. - Ale nie martw się, są inne sposoby, abyś cierpiała.
Phoebe, uwięziona w jego ramionach, patrzyła bezradnie w pociemniałe od gniewu
oczy, na dnie których odkryła budzące się pożądanie.
- Nie - wyszeptała i próbowała go od siebie odepchnąć, ale Jed napierał na nią
jeszcze mocniej, pochylając się i całując ją z brutalną siłą.
Phoebe z całych sił walczyła, aby się oprzeć tej dominującej namiętności, ale wo-
bec Jeda nigdy nie miała najmniejszych szans...
Gdy tylko jego język zawładnął wnętrzem jej ust, opanowało ją znajome pożąda-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]