[ Pobierz całość w formacie PDF ]

mafia to anioły w porównaniu ze mną.
Wszyscy wiedzieli, \e Sol uwielbiała takie nowoczesne określenia i porównania. W
gruncie rzeczy jednak czuła się rozczarowana. Ostrzyła sobie kły i pazury do prawdziwej
walki, do konfrontacji dwóch czarownic, znających swoje rzemiosło. Obmyśliła dokładnie,
jak przyciśnie Griseldę do muru, i zawczasu cieszyła się zwycięstwem.
Tymczasem Marco jej tego zabronił.
To naprawdę nieładnie z jego strony! Ale, naturalnie, Marco ma rację. Griselda to
śmiertelnie niebezpieczna przeciwniczka. Wprawdzie nie taka straszna dla Sol, chocia\ ta ju\
posmakowała skutków jej diabelskich sztuczek. Trzeba jednak myśleć o wszystkich
niewinnych istotach zamieszkujących Królestwo Zwiatła. I nie tylko o nich, świat zewnętrzny
równie\ byłby w razie czego zagro\ony. Wiedzma bowiem na pewno by nie chciała \yć tu w
zamknięciu przez następne stulecia. Pragnęła wcią\ i wcią\ się odradzać, a wszystko
wskazuje na to, \e za ka\dym razem powraca do \ycia silniejsza. Zaczynała ju\ teraz być
piekielnie niebezpieczna, ujawniać coraz więcej swoich umiejętności. Tylko to, skąd je
bierze, pozostawało odwieczną tajemnicą.
Marco uśmiechnął się pojednawczo.
- Odszukaj ten pleciony woreczek, Sol, ale go nie otwieraj! Dolg przyleci po niego
własną gondolą i będzie miał przy sobie farangil. Niech kamień dopełni reszty!
25
Kiedy gondola zni\ała się do lądowania w mieście nieprzystosowanych, bardzo
zdenerwowana Griselda przeciskała się w tłumie, by jako pierwsza wyskoczyć na ziemię.
Pobiegła przed siebie, oglądając się ukradkiem na boki, ale Sol posuwała się za nią.
Jestem tutaj, myślała Sol. Tylko spokojnie, ju\ jej nie wypuszczę.
Przesłała w myślach wiadomość:
- Dolg, mam nadzieję, \e będziesz ze mną, bo sprawa mo\e nam się wymknąć z rąk.
Nigdy jeszcze nie widziałam kogoś tak śmiertelnie wystraszonego. Nie wiemy przecie\, co
ona zrobi z woreczkiem, kiedy go odzyska. Mo\e najpierw nale\ałoby ją unicestwić?
- Zastanawialiśmy się nad tym - odparł Dolg. - Wszystko zale\y od okoliczności.
Byłoby, oczywiście, najlepiej, gdybyś ty znalazła woreczek przed nią, wtedy moglibyśmy go
zniszczyć i byłoby po sprawie.
- Tak jest, rozumiem, chocia\ nie będzie to łatwe. Teraz ona wchodzi w... Poczekaj,
niech no zobaczę, jak się ta ulica nazywa. Ulica Spokojna. Uff, ale sobie wybrała!
- To tam mieszkał Heinrich Reuss von Gera. Pod numerem dwudziestym szóstym. Ale
nie mogła chyba być taka głupia, \eby tam chować woreczek?
- Zobaczymy. Poza tym ukrycie go wśród ozdób choinkowych nie było przecie\ takim
złym pomysłem. Zwłaszcza na strychu albo w piwnicy, gdzie mało kto zagląda. Jesteś gdzieś
w pobli\u?
- Depczę ci po piętach.
- Dobrze! Tylko za nic na świecie się nie pokazuj! Ona cię rozpozna.
- Wiem, ale jestem mistrzem w ukrywaniu się. A ty mnie widzisz?
Sol rozejrzała się dokoła.
- Nie.
- No więc. Potrafię się kryć prawie tak samo jak ty!
Oboje roześmiali się cicho.
Sytuacja była jednak nader powa\na.
Griselda gnała naprzód, jakby ją ścigał głodny wilk. Sol powtarzała w myślach dwie
amerykańskie piosenki, których nauczyła ją Indra. Nuciła na zmianę:  Oh, sinner man,
where're you gonna hide oraz  Bad boy, bad boy, what ya gonna do, when they come for
you . Zamieniała tylko  bad boy na  bad girl . Wszystko pod adresem Griseldy, posunęła
się nawet do tego, \eby wepchnąć obie śpiewki do podświadomości wiedzmy, która język
amerykański znała z dawnych czasów. Sol widziała, \e tamta potrząsa zirytowana głową,
jakby jej komar wpadł do ucha. Wyglądało na to, \e coraz bardziej traci panowanie nad sobą.
Zwietnie, ucieszyła się Sol. Tylko się zdenerwuj, ty megiero, to będziemy mieć mniej
roboty!
Wezwała Rama.
- Trzymaj swoich ludzi z daleka, w ka\dym razie niech się nie pokazują! A właśnie
widzę Stra\ników.
- Moich tam nie ma. To muszą być jakieś zwyczajne patrole z miasta
nieprzystosowanych.
- Nie wolno jej odstraszyć od miejsca, w którym przechowuje swoją drogocenną
duszę.
- Zaraz ich stamtąd odwołam.
Ulica sprawiała wra\enie spokojnej. Tu i tam widziało się grupki szkolnej młodzie\y
wolno posuwającej się naprzód, jak to zwykle czynią uczniowie, którzy właśnie wyszli ze
szkoły. Kilka obładowanych zakupami gospodyń rozmawiało na rogu. Ludzie w tym mieście
zachowują się dokładnie tak jak mieszkańcy zewnętrznego świata, pomyślała Sol. Ja jednak
absolutnie wolę tempo i styl \ycia pozostałych części Królestwa Zwiatła.
Zbli\ała się do posesji numer 26. Nigdzie w okolicy \adnych dzieci, ani w ogóle
nikogo. Bardzo dobrze.
- Jestem na miejscu - przekazała swoim współpracownikom. - Myślę, \e mo\emy... A
niech to diabli!
Dwaj patrolujący ulicę Stra\nicy, którzy nie wiedzieli, jak Griselda wygląda,
posłuchali rozkazu Rama i się wycofali, ale teraz znalezli się tu\ za wiedzmą.
Griselda w śmiertelnej obawie o losy swojego woreczka działała w panice. Syknęła
coś w stronę dwóch mę\czyzn, jednocześnie wyjęła z kieszeni jakiś proszek i sypnęła im w
twarze. Natychmiast padli jak martwi akurat przy wejściu do domu pod numerem 26. Sol nie
miała czasu się nimi zajmować, poinformowała tylko Rama, co się stało, i...
Och, nie!
Le\ący mę\czyzni tarasowali wejście. Griseldy taki drobiazg nie był w stanie
zatrzymać, przeszła przez ciała i otworzyła sobie drzwi.
Sol była wściekła. Na szczęście brama okazała się dość głęboka, nikt z zewnątrz nie
mógł zobaczyć, co się tam dzieje. Wyłoniła się więc z nicości, pochyliła i złapała Griseldę za
kostki dokładnie w momencie, gdy wiedzma chwytała za klamkę i ju\ miała wejść. Drzwi
odsunęły się do środka i Griselda runęła jak długa, uderzając nosem o twardą podłogę. Sol
zniknęła równie szybko, jak się pojawiła.
Patrzyła teraz i podziwiała swój wyczyn. Musiałam jej chyba złamać kość nosową,
myślała z zadowoleniem. Griselda przez chwilę była ogłuszona bólem, z nosa buchała jej
krew, a potem zaczęła kląć, a\ się świeciło, zastanawiając się, kto ją tak urządził. Podejrzliwie
spoglądała na Stra\ników, oni jednak byli niewinni, le\eli po prostu bez ruchu.
Uznała więc, \e to jakiś przechodzień okazał się taki chamski. Zatykając nos ręką,
powlokła się po schodach na górę.
Sol za nią. Tutaj nie mogła ju\ zgubić ofiary. Przekazała Ramowi informację o tym,
co zrobiła, i prosiła go te\, by zechciał się zająć Stra\nikami. Ram odpowiedział, \e jest ju\
przy nich Dolg z szafirem.
Sol raportowała:
- Griselda otwiera drzwi do mieszkania. Musiało nale\eć do Reussa! Teraz wchodzi
do środka. Ja te\. Niestety, jestem za blisko niej, bym mogła rozmawiać przez telefon.
Wkrótce się odezwę.
Na linii, którą byli połączeni trzej mę\czyzni, zaległa cisza. Po jakimś czasie rozległ
się znowu głos Sol:
- Dolg, odejdz od bramy. Ona schodzi na dół. Zabrała stąd tylko klucz, wybiera się w
jakieś inne miejsce. Nie zaczepiaj jej, jeszcze nie ma swego drogocennego skarbu. Pójdę za
nią.
Potem słyszeli komunikaty Sol, \e Griselda niemal biegiem opuszcza miasto. I do tego
złośliwe komentarze:
- No, teraz to ją mamy. Nasza przebiegła wiedzma wybiera się do maleńkiej wymarłej
zagrody, le\ącej samotnie pośród pól i łąk. W otwartym krajobrazie. Nikt widzialny nie
wejdzie do tego domu. Pobiegnę przodem i rozejrzę się, czy tam przypadkiem nie znajdę
woreczka. Poza tym niczego nie potrafię przewidzieć.
Sytuacja na serio zmartwiła mę\czyzn. Teraz Sol znalazła się zupełnie sama wobec
tamtej wściekłej furii.
A jednak zdą\yłam, myślała Griselda, zbli\ając się do samotnego domku. Teraz [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •