[ Pobierz całość w formacie PDF ]

drodze do gondoli.
- Piękne - przyznał. - Wypalona na szkło lawa. Uważa się, że w taki właśnie
sposób zniszczona została Sodoma i Gomora, piekielnie wysoka temperatura
spaliła wszystko na obsydian. Znaleziono tam podobne kamienie. Wezmę jeden z
148
sobą.
- Ja też.
Berengaria schyliła się, żeby znalezć odpowiedni, nieduży kamyk, wzrokiem
powiodła po ziemi za ich plecami.
- Jaskari, popatrz - szepnęła.
Chłopak odwrócił się, poświecił latarką. Za nimi na udręczonej ziemi rozpościerał
się lśniący szmaragdowy dywan.
- Ta kropelka - powiedział cicho. - Ach, Berengario, jakież to nieopisanie piękne.
I... takie wielkie. Oczywiście mówiąc w przenośni.
- Wciąż zdarzają się cuda - szepnęła cicho dziewczyna. - I to cuda dobre.
Lecz gdy Jaskari mówił o nieopisanym pięknie, zerknął też na nią. Bo w wiecznie
panującym tutaj zmroku Berengaria wyglądała co najmniej równie cudownie jak
zielona trawa w udręczonej dolinie.
W tym czasie na szczycie góry pracowano ciężko i efektywnie. Dziewczynki w
gondoli zatykały uszy palcami, gdy wielkie świdry wżerały się w skałę, by
przygotować zamocowanie dla cokołu.
Postanowiono rozciągnąć od masztu na wszystkie strony grube stalowe druty i
przymocować je do skał otaczających płaskowyż. Ale to zadanie na pózniej, teraz
najważniejszy był fundament.
Dziewczynki w gondoli nieprzerwanie rozmawiały ze sobą. Uznały, że w tym
dziwnym miejscu jest zimno, ciemno i za dużo hałasu. Madragowie zaglądali do
nich od czasu do czasu, pilnując, by nie narobiły zbyt dużo bałaganu.
Gwiazdeczka była zdolna do wszystkiego, a Kata skoczyłaby za nią w ogień.
Latarnie zapalone na zewnątrz pomogły rozwiać nieco ponury nastrój wśród tych
gór strachu. Robotnicy często myśleli o tych, którzy dobrowolnie wyprawili się w
mroczne doliny, by pojmać drapieżniki. Ci poszukiwacze przygód... Podobno byli
wśród nich tacy, którzy naprawdę potrafili czarować. W grupie znajdował się
książę Marco, czarnoksiężnik i jego syn, Obcy, prawdziwa czarownica, co prawda
149
dobra, lecz niekiedy złośliwa, no i jeszcze duchy, oraz najpotężniejsi ze
Strażników. Silna grupa, ale w jej skład wchodziły również młode kobiety. %7łe też
miały tyle odwagi...
Robotnicy spoglądali na górską krainę, poprzecinaną głębokimi dolinami, i ciarki
przechodziły im po plecach. Przecież i tak strasznie było stać tutaj, gdzie zimno
przenikało do szpiku kości.
Mówiono im o ptakach, o wielkich, czarnych drapieżnych ptakach, których
należało się wystrzegać. Monterzy od czasu do czasu zerkali na Strażnika Telia,
wyznaczonego do ich ochrony. Polecono im także czym prędzej chować się w
gondolach, gdyby ptaki ruszyły do ataku. Drapieżników natomiast obawiać się nie
musieli, podobno nie opuszczały dolin.
Uf, monterzy przyspieszyli tempo, cóż to za okropne miejsce!
- Aha - powiedziała zadowolona Indra. - I co ty na to, Goramie? Nie najgorzej,
prawda?
- Wyznaczono nam najtrudniejszą dolinę - pokiwał głową. - Tę ze zniszczonymi
fabrykami. No i proszę, cała dolina, wszędzie tam, gdzie przedtem była zupełnie
naga, teraz jest zielona.
- Znalezliśmy ten wodospad, który w nią spływał - przyznała Indra. - Właściwie
więc nasze zadanie wcale nie było takie trudne.
Miała wielką ochotę spytać go, jak się układa między nim a Lilja, podejrzewała
jednak, że ten temat to dla niego świeża rana, uznała więc, że lepiej milczeć. A to
jak na Indrę było dużym osiągnięciem.
Goram ciągnął:
- Wszystkie te straszne budowle zostaną stąd usunięte, gdy tylko zaświeci Zwięte
Słońce.
- Tu może się zrobić naprawdę ładnie, Goramie.
- Bez wątpienia. A teraz chodz, wracamy na szczyt.
Poszła za nim do gondoli w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Doskonale
rozumiała Lilję. Goram był wspaniałym Lemuryjczykiem i miał też w sobie coś z
150
czystości Galahada.
Indrze szczerze było żal młodziutkiej dziewczyny. Nie można przecież zakochać
się w świętym!
Kirowi i Sol nie poszło równie łatwo.
Przydzielono im dolinę, w której tak długo stał i gdzie wciąż jeszcze leżały
szkielety czerwonookich wojowników.
Mieli kłopoty ze znalezieniem jakiejś wody, zorientowali się natomiast, że kości
wojowników przyciągnęły niepożądanych intruzów.
Kiro sięgnął po maleńki mikrofon, który miał na piersi.
- Faronie - powiedział cicho. - Mamy tu trzy drapieżniki. Czy próbować je
oszołomić?
- Nie - odparł Faron. - Jedynie w razie najwyższej konieczności. One są trzy, a
was tylko dwoje. Trzymajcie się od nich z daleka, zaraz nadejdzie pomoc.
- A co się dzieje u was?
- Marco i Móri mają jakieś kłopoty. Muszą walczyć z olbrzymim stadem ptaków,
schronili się wśród skał. Erion pospieszył im z odsieczą.
Usłyszeli, że Faron się uśmiecha.
- Zdaje mi się, że Móri próbuje zaklęć na ptakach. My natomiast tropimy resztę
czworonożnych drapieżników, to znaczy robią to Geri i Freki, a Dolg, Ram i ja po
prostu za nimi idziemy. Dobrze, że daliście nam znać, bo brakowało nam właśnie
trzech sztuk Wilki mówią, że tu są ślady tylko czterech zwierząt.
- Przyjemnego polowania i pospieszcie się!
- Ram już wyrusza, a ja opuszczam teraz Dolga, mam inne zadanie.
- Będziesz się poruszał na sposób Farona - uśmiechnął się Kiro.
- Tak, tak, na sposób Obcych.
- No a Dolg? Czy on da sobie radę sam, przeciwko czterem drapieżnikom?
- Po pierwsze, jeszcze się nie natknęliśmy na zwierzęta, a po drugie, są przy nim
wilki, bardzo skuteczna ochrona. W dodatku to potrwa zaledwie chwilę, Ram i ja
151
wkrótce znów do niego dołączymy.
Głos Farona ucichł. Widocznie bardzo mu się spieszyło.
- Nadlatuje gondola Rama - ucieszyła się wkrótce Sol. - Dawno nie widziałam nic
piękniejszego!
W kamienistej dolinie Berengaria z Jaskarim dotarli do wodospadu. Wypływał z
płaskiego bagna czy też raczej moczarów, położonych nieco wyżej w górach. O
dziwo, wokół bagniska rosło coś w rodzaju lasu, tu i ówdzie z przesiąkniętej wodą
ziemi sterczało ku niebu skarłowaciałe, kalekie skamieniałe drzewo. Ogromnie
deprymujący widok.
- Przywrócimy wam siłę do życia - przyrzekła Berengaria.
Z nabożeństwem wylali trochę eliksiru w miejscu, gdzie ukazywał się główny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •