[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Patrzył na nią w milczeniu, które zdawało się ciągnąć w nieskończoność.
- Wiesz, że spędziłem miesiąc w Szwecji?
- Nie.
- 99 -
S
R
- I dwa w Islandii. I prawie tyle samo we Francji.
Nie odpowiedziała, tylko patrzyła na niego i zastanawiała się, do czego
zmierza.
- Byłem w czternastu krajach Europy, dwudziestu Afryki i siedmiu Azji. -
Urwał, wciąż ją obserwując. - Ale nigdzie nie spotkałem nikogo, kto czyniłby
świat szczęśliwszym samym swoim istnieniem. Nikogo oprócz ciebie.
- Rany, MacCormick. - Nagle odkryła, że trudno jej wydusić z siebie
jakiekolwiek słowo. - Kiedy już postanawiasz powiedzieć komuś komplement,
to naprawdę idziesz na całość.
- Oszczędzałem sobie - powiedział.
- Ja... mm... - Spoglądała na swoje dłonie, nie wiedząc, co z nimi zrobić. -
Naprawdę jest mi miło.
- I nawet nie musiałem się starać.
Jego wzrok był tak skupiony, a głos tak głęboki, że na chwilę zapomniała
oddychać.
- Co usiłujesz zrobić?
- Oprzeć ci się?
- I jak ci idzie? - zapytała.
- Niezle - odpowiedział w końcu i odetchnął głęboko.
- Tak. - Jej serce waliło jak szalone. - No, to równie dobrze możesz
usiąść. Moglibyśmy... nie pociągać się wzajemnie. - Wzruszyła ramionami. -
Porozmawiać o polityce czy czymś...
- O polityce. O trzeciej nad ranem?
Trochę jej się zakręciło w głowie, więc oparła ją o łańcuch.
- Czasami mam kłopoty ze snem.
- Ach. - Uśmiechnął się, ale oczy nadal patrzyły na nią z napięciem. - Na
to właśnie czekałem. Ponure szczegóły twojej mrocznej przeszłości.
- Możesz się zdziwić.
- No, to mnie zdziw.
- 100 -
S
R
- Chyba nie. Zbyt się do tego palisz.
- To prawda - potwierdził cicho.
- MacCormick... Dlaczego tu jesteś? W Oakes?
- Czy to ważne? - zapytał. Odwróciła wzrok.
- Może chcę wiedzieć, jak długo zostaniesz.
- A jak długo został Trzeci?
- Co takiego? - Wstrzymała oddech.
- Zachowywał się bardzo zaborczo. Myślałem, że może kiedyś coś
między wami było.
- Kto ci to powiedział?
- Jestem reporterem, Sorenson. - Wzruszył ramionami. - Czego mi ludzie
nie powiedzą, to sam wymyślam.
Odchrząknęła i znowu zapatrzyła się przed siebie. Wolałaby, żeby nie
wiedział. Ale skoro wiedział, a ona była cokolwiek wstawiona, to może równie
dobrze powiedzieć mu resztę.
- Byliśmy zaręczeni.
- A od jak dawna jesteście odręczeni?
Uśmiechnęła się i znowu spojrzała na swoje dłonie.
- Jak długo zostaniesz, MacCormick?
- A jak długo chciałabyś, żebym został?
- Rany! Nic dziwnego, że ludzie nie znoszą reporterów.
Zaśmiał się. Popatrzyła na niego i poczuła przyjemny dreszcz wzdłuż
kręgosłupa.
- Zastanawiałam się, czy mógłbyś mnie pocałować.
Ani drgnął. Czyżby wstrzymywał oddech? Nie. Była głupia. MacCormick
był wcieleniem spokoju.
- Dlaczego? - zapytał bardzo cicho.
Odchrząknęła, starając się wmówić sobie, że pocałunek miałby wartość
porównawczą.
- 101 -
S
R
- Dla zabawy. No to co, zdecydowałeś się?
- Odpowiedz brzmi: nie.
- Dlaczego?
Niecierpliwie machnął ręką. Zacisnął zęby.
- Z powodów, których jeszcze nie wymyśliłem.
- Ale mówiłeś, że cię nie pociągam.
- Niezupełnie. A zresztą już cię całowałem.
- Ale to było... - Czuła się dziwnie. - Dawno temu.
- I tak nieważne, że już zapomniałaś?
Przyglądała mu się jakiś czas, po czym mimo sprzeciwu resztek zdrowego
rozsądku, przysunęła się do niego.
- A ja mogę cię pocałować? - zapytała. Wymamrotał coś w odpowiedzi.
- Co?
- Mówiłem, że jesteś stuknięta, Sorenson, i pewnie pijana.
- I pewnie masz rację.
- No to... - zaczął, ale w tej samej chwili przyciągnęła go i pocałowała.
Jego pierś była pod jej palcami napięta. W mgnieniu oka otoczył ją
ramionami i oddał pocałunek.
Przytuliła się do niego. Wsunęła rękę pod jego koszulę i poczuła, jak
potężne mięśnie prężą się pod jej palcami. W mgnieniu oka była rozpalona i
spragniona.
Ale on równie nagle przestał. %7ładnych pocałunków, żadnych uścisków.
Koniec.
- No, to jak wypadło porównanie? - zapytał z napięciem.
- Porównanie? - wymówiła z trudem, ogłupiała i zdezorientowana.
- Z Brianem Tuttle'em Trzecim.
- Och. Ja wcale... to nie było... - Urwała, wciąż oddychając ciężko. - Chcę
się z tobą kochać - szepnęła.
 Jesiko May Sorenson!"  O, wróciłaś" - stwierdziła Jessie.
- 102 -
S
R
 Ale zaraz się ciebie wyrzeknę, jeśli się natychmiast nie uspokoisz".
 Uhm" - mruknęła niepewnie i dodała szeptem - miała nadzieję że zbyt cichym,
by jej sumienie mogło go dosłyszeć:
- Jak myślisz, MacCormick?
Wydawało się, że upłynęła wieczność, zanim się odezwał. W końcu
ostrożnie wstał z huśtawki.
- Nie wydaje mi się, żeby był to najlepszy pomysł, Sorenson. Ale
mogłabyś...
- Co takiego?
- ...poprosić pózniej, kiedy nie będziesz pijana - oznajmił, odwrócił się
sztywno, wkroczył w otwarte drzwi i zniknął za nimi.
W ciszy, która nastąpiła, prychnęła panna Fritz.  No cóż - orzekła sucho -
przynajmniej jeden z moich uczniów zachował jakieś zasady".
ROZDZIAA DZIESITY
Daniel położył dłoń w rękawiczce na beli siana. Było pewnie z
pięćdziesiąt stopni w cieniu, którego to cienia zresztą nigdzie nie było, a on
pracował nieprzerwanie przez kilka godzin i przez ten czas nie miał w ustach
papierosa.
I, co gorsza, od czasu ucieczki koni Jesika starała się jak mogła, by nie
spędzili nawet minuty sam na sam.
Był szalony. Trzeba było skorzystać z jej oferty. Ale ona była pijana, a on
chciał czegoś więcej... O czym on myśli? W ogóle niczego od niej nie chciał!
Ona to tylko... przedmiot badali.
- Powiedz mi jeszcze raz, dlaczego to robię - oznajmił, patrząc na nią ze
stosu siana ułożonego na przyczepie.
- 103 -
S
R
- Już ci mówiłam. Larry to mój przyjaciel i jeszcze nie do końca
wyzdrowiał po tej operacji kręgosłupa.
- Aha.
Spojrzał na Larry'ego, który był pulchnym panem w średnim wieku, a
teraz wygodnie siedział w klimatyzowanej kabinie. Zdaniem Daniela wyglądał
na zdrowego. A jemu słońce paliło plecy jak laser. Był zmęczony, oblazły ze
skóry i opalony. Nienawidził opalenizny.
- I pomagamy mu, dopóki nie wyzdrowieje.
- To wystarczy mała operacja i do końca życia będę miał spokój z
sianem? - zapytał.
Nawet w swojej starej czapeczce i z liściem przylepionym do spoconego
nosa wyglądała... To nie ma znaczenia, czy jest śliczna, czy nie. Nie ma
znaczenia, czy jej oczy są jak niebo o poranku, a wargi jak maliny. Ani to, że
chodzi jak nimfa i wygląda jak anioł. Wcale nie była aniołem! Miała swoje
brudne sekrety. Nie wolno mu o tym zapominać. Dlaczego, na przykład, zamiast
pilnować swojej praktyki, spędza tyle czasu pocąc się na słońcu?
Mijał dzień za dniem. Czyścił stajnie, podnosił psy, przerzucał siano.
Praca była ciężka, ale od dawna nie czuł się tak dobrze. Od początku miał rację.
Oakes wcale nie było uroczym małym miasteczkiem, jak usiłowali wszystkim
wmówić jego mieszkańcy. Było mroczne i tajemnicze, a ukrywały się tu ponure
sekrety.
Nawet Jessie, która wydawała się taka słodka i niewinna, której
pocałunki...
Gwałtownie przerwał te rozmyślania. Nie będzie myślał o jej po-
całunkach. Nie będzie sobie wyobrażał, jak by to było - rozbudzić ją
pocałunkami i przesunąć dłońmi po tych cudownych kształtach.
Nie. Ona należała do jego powieści. Tej, która ma się stać bestsellerem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •