[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Nie potrzebowała zachęty. Chce się rozwieść. Od lat wie,
że powinna zdobyć się na odwagę i coś w swoim życiu
zmienić, ale ten drań trzymał ją twardą ręką. Przełamała
się ostatecznie, gdy doszło do awantury z powodu Maksa.
Ogromnie się o niego bała.
- Naprawdę? No to dlaczego nie zawiadomiła nas, że
Brandt będzie tu lada moment?
RS
- Taka już jest. Steven wzruszył ramionami. - Twoja
matka przez całe życie stawiała siebie na pierwszym pla
nie, więc i teraz zadbała przede wszystkim o siebie. Po
prostu uciekła,
- Tak, tyle że do luksusowego hotelu - skomentowała
cierpko Bronte. - Myślała wyłącznie o własnym bezpie
czeństwie... A z nim, z moim ojczymem, co się stanie?
Wiesz?
- Przeszukają jego dom i biura, dojdą do osób
zwiÄ…zanych z tamtÄ… aferÄ…. Zledztwo zostanie wzno
wione. Minęło ponad dziesięć lat, ale od tamtej pory
w kryminalistyce wiele się zmieniło. Policja dysponu
je nowoczesnymi metodami wykrywania przestępstw.
Bez problemu można dziś odzyskiwać usunięte pliki
z twardych dysków i odtwarzać dawne stany kont ban
kowych. Na usługach twojego ojczyma jest jednak cała
plejada wybitnych prawników. Możliwe, że się jakoś
wywinie.
- Mówiłeś o Soni, pierwszej żonie Brandta. Co ona
może?
- Jeśli śledztwo się przeciągnie, to nie wiem, czy ona
w ogóle dożyje jego końca. Jest śmiertelnie chora. Wy
kryto u niej nieoperacyjnego raka mózgu. Prognozy nie
są dobre. Rzecz jednak w tym, że Sonia już się nie boi.
Wie, że umiera i uwolniła się od strachu przed Brand
tem. Krótko mówiąc, wygląda na to, że właśnie ona, ofia
ra przemocy, jakiej zaznała w małżeństwie, zamierza go
pogrążyć.
- Max będzie musiał zmienić nazwisko. Tak jak ty -
RS
powiedziała ze smutkiem Bronte. - Nie widzisz żadnych
szans, by pogodzić się z bratem i ojcem?
- Z bratem - być może. Z ojcem - nigdy. Kiedy mo
ja matka w straszliwych bólach umierała w swoim poko
ju na piętrze, sprowadził sobie do domu kochankę, mło
dÄ… dziewczynÄ™, dwa lata starszÄ… od mojego brata. Zwinia!
Mama tego nie przeżyła. O wszystkim dowiedziała się od
naszej gosposi. Durna baba. Nie wiem zresztÄ…, dlaczego
to wypaplała, bo bardzo lubiła mamę. Może wydawało
jej się, że matka powinna wiedzieć, co jest grane. Ojciec
zwolnił ją od razu. Matka długo chorowała. Było mu cięż
ko, wiem, ale nie zdobył się choćby na taką przyzwoitość,
żeby widywać się z kochanką poza domem. Mojemu bra
tu też było trudno to ścierpieć, ale uznał, że jeśli nie po
godzi się z tym, co wyprawia ojciec, nasze życie stanie się
jeszcze cięższe. Wiedzieliśmy, że ta kobieta zostanie z nim
na zawsze.
- Pobrali siÄ™?
- Tak. Nigdy jej nie widziałem. Mam nadzieję, że jest
dla niej szczodry.
- Będzie przynajmniej miała łatwiejsze życie niż ty.
- Bronte podniosła się. Czuła smutek i głębokie zakłopo
tanie. - Chyba pójdę się już położyć. To był ciężki dzień.
Za dużo tych emocji. Jestem wykończona.
- Ja jeszcze trochę posiedzę - powiedział Steven, lecz
kiedy odchodziła, pociągnął ją za rękę i zamknął w ra
mionach. Ich usta poszukały się same, gorące, spragnio
ne pocałunku. - Wiele dla mnie znaczysz, Bronte - wy
szeptał chrapliwie.
RS
- Chciałabym ci wierzyć. - Oparła głowę o jego ramię
i trwała tak przez moment z roziskrzonymi oczami.
- Jak mam cię przekonać? - Pieścił dłonią jej pierś, zsu
wajÄ…c cieniutkie ramiÄ…czko sukienki. Bronte niemal nie
mogła oddychać. Czuła, że Steven obejmuje jej łydki, gła
dzi uda, przesuwa dłoń coraz wyżej... Och, jakże go prag
nęła. - Bądzmy dziś z sobą, Bronte. Błagam.
- Wiesz, że tutaj to niemożliwe.
- Zrobiłbym wszystko, żeby cię mieć. - Poderwał się
z krzesła, wziął ją na ręce.
Przytuliła się i objęła go za szyję.
- Steven, nie możemy...
- A chcesz tego?
- Tak, ty wariacie. Nie jesteśmy sami. Gilly i Max...
Czuję się jak dzieciak, który chciałby coś przeskrobać.
- Rozumiem, masz racjÄ™. Ale nie, ja tego nie wytrzy
mam! - Pociągnął ją na deski werandy. - Sypiałaś z Na-
tem, tak?
- Gniewa ciÄ™ to?
- Jeszcze jak! - Odgarnął jej długie włosy i okręcił je
sobie wokół nadgarstka. - Ale trudno, wszystko mi jedno.
Powiem ci wprost. Naprawdę mi odbiło! Pragnę cię i mu
szę cię mieć. A kiedy i gdzie, to już twoja sprawa.
Minął tydzień. Nikt nic od nich nie chciał. Odezwała
się tylko Miranda. Mówiła, że zawarła znajomość z bar
dzo miłym człowiekiem i pytała, czy znają długotermino
wÄ… prognozÄ™ pogody. Zapowiadano cyklon.
Było to bardzo prawdopodobne. W listopadzie 1973
RS
roku nad Wilgą przeszedł cyklon Ines. Największych spu
stoszeń dokonał kolejny, w grudniu tego samego roku,
który zniszczył miasto Darwin. Ostatni szalał nad Mo
rzem Koralowym w maju 1988 roku.
Gilly i Bronte cieszyły się, że mogą korzystać
z wyasfaltowanego dojazdu do plantacji. Miały za co
dziękować Stevenowi. Były mu też bardzo wdzięczne za
zaprzyjaznienie się z Maksem. Max opalił się i nabrał
tężyzny. Kiedy Gilly zapytała go, co myśli o Stevenie,
odpowiedział bez wahania: Równy facet. Któregoś dnia
zasugerował nawet, że rzuci naukę, ale Steven stanow
czo się temu sprzeciwił.
-Wykształcenie to najważniejsza sprawa. Powinieneś
skończyć studia, pomyśleć o przyszłym zawodzie.
- Do ojca nie wrócę - poprzysiągł Max. - Na razie
mieszkam tutaj, a potem siÄ™ zobaczy.
Steven nie zapomniał o obietnicy danej Gilly i zorga
nizował wycieczkę helikopterem do jednego z przepięk
nych ośrodków wypoczynkowych na wyspie. Widok
z powietrza był wspaniały. Krystalicznie czyste wody
mieniły się wszelkimi odcieniami kolorów - od akwa
maryny poprzez turkus, kobalt i ultramarynę. Im więk
sza była głębia, tym ciemniejszy błękit. Wielka Rafa
Koralowa, największa tego rodzaju formacja na Ziemi,
rozpościerała się na olbrzymim obszarze o powierzch
ni około 200 000 km2, ciągnąc się wzdłuż północ
no-wschodniego wybrzeża stanu Queensland aż do
Cieśniny Torresa. Wylądowali w Royal Hayman, uwa-
RS
żanym za jeden z trzech najwspanialszych wyspiarskich
ośrodków wypoczynkowych świata. Był czas na popły
wanie w lagunie, spacer i wykwintny lunch w restau
racji.
Bronte zastanawiała się właśnie nad wyborem dania,
gdy nagle poczuła na sobie czyjś wzrok. Obejrzała się
i zobaczyła Christine. A niech to! Nie wypadało zacho
wać się niegrzecznie. Zmusiła się do uśmiechu i poma
chała. Na szczęście Christine nie podeszła do nich. Dała
do zrozumienia, że jest w towarzystwie, lecz jak zwykle
poprosiła Stevena na słówko w cztery oczy.
- Kto to taki? - zainteresował się Max. - Lalka!
- Cóż - podsumowała lakonicznie Bronte. - Niełatwo
jest być piękną.
- Mam nadzieję, że i ja ją poznam. - Chłopiec był wy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]