[ Pobierz całość w formacie PDF ]
praktyce, obrończynie - co było konieczne, by zdjąć ciążące na nich odium.
Lady St Helier opowiada o jednej jeszcze słynnej damie z półświatka, pani
Trelawney, która odwiedziła szkockie góry wkrótce przed przyjazdem pani
Thistlethwayte. Mimo spędzającej sen z oczu ciekawości", okolicznym damom nie
udało się dowiedzieć o nowej sąsiadce nic więcej
16-Kurtyzany
241
ponad to, że, choć już nie pierwszej młodości, nadal jest bardzo piękną i
strojną kobietą" i przyjechała tu ze swoim mężem, zapalonym myśliwym, na
polowanie.
Mieliśmy tak niewielu sąsiadów, że każdy przybysz był dobrze widziany -
napisała lady St Helier - było więc sporo takich, co ją odwiedzili". Ku jej
zdziwieniu i zgorszeniu, żadna z tych wizyt nie została odwzajemniona, choć pani
Trelawney pozostała w Szkocji przez kilka lat, widywano ją tylko wtedy, kiedy
wybrała się na przejażdżkę. Ludzie mogliby wykreślić ją ze swego życia, gdyby
nie fakt, że pewnego dnia pan Trelawney zachorował i trzeba było wezwać
miejscowego lekarza.
A wtedy niczym grom spadła na nas wieść - wspomina lady St Helier - że pani
Trelawney to nikt inny, tylko madame de Beauregard, wieloletnia metresa cesarza
Napoleona. Choć istniały pewne podejrzenia co do jej przeszłości, sam fakt, że
była Francuzką*, w połączeniu z kolorem jej wspaniałych włosów [ciemnorudych -
ulubiony kolor cesarza] mógłby dać do myślenia ludziom bardziej niż my obytym w
wielkim świecie".
Kiedy prawda wyszła na jaw, trudno było przekonać lekarza, by nadal opiekował
się chorym, nawet miejscowi kupcy zaczęli się zastanawiać, czy powinni
zaopatrywać kogoś o tak burzliwej przeszłości". W rezultacie pani Trelawney
znikła tak tajemniczo, jak się pojawiła, a my, dzieciaki, mieliśmy jeszcze
jedną łamigłówkę do rozwiązania"20.
Odmiennie niż Laura Bell i pani Trelawney, Catherine Walters miała się nigdy nie
dowiedzieć, czy znajdzie, czy nie znajdzie uznania jako ósma diuszesa
Devonshire**. Gdyby poślubiła Hartingtona, miałaby szanse na odniesienie co
najmniej częściowego zwycięstwa. Choć kręgi arystokratyczne nadal z dyskretną
tolerancją odnosiły się do nieformalnych związków mężczyzn, społeczeństwo
połowy
XIX wieku nie było bardziej skłonne do udzielenia im oficjalnej sankcji, niż to
było w poprzednim stuleciu.
Prawdą jest, że Catherine lepiej się powodziło bez Hartingtona. Otrzymała od
niego hojną odprawę - według Blunta rodzinie Devonshire tak ulżyło, że
wyznaczyli jej dożywotnią rentę w wysokości pięciuset fun-
* Naprawdę była Angielką i nim cesarz mianował ją hrabiną de Beauregard,
występowała pod nazwiskiem Elizabeth Howard.
** Po długim romansie Hartington poślubił Louise, diuszesę Manchester, którą
Bernard Holland, jego oficjalny biograf, określił kiedyś pry watnie jako kobietę
podobną do Skittles, tylko z wyższej sfery".
242
tów rocznie*, którą otrzymywała także po śmierci Hartingtona w 1908 roku aż do
końca życia w roku 1920** - i była teraz wolna.
Jesienią 1863 roku, bezpośrednio po zerwaniu z Hartingtonem (ostatni zachowany
jego list do niej nosi datę trzydziestego pierwszego lipca tego roku), Catherine
poznała Wilfrida Scawena Blunta. Ona miała wtedy dwadzieścia cztery lata, a on
był dwudziestotrzyletnim, wrażliwym i niezwykłe urodziwym młodzieńcem. Chociaż
był wówczas attache Ambasady Brytyjskiej w Madrycie, daleko odbiegał od
konwencjonalnego wyobrażenia ???-wiecznego dyplomaty. W Bordeaux, gdzie się
poznali, Blunt, w wystrzępionym ubraniu włóczęgi pokrytym letnim kurzem, musiał
się wydawać jakimś bajronicznym bohaterem, za jakiego sam się uważał.
Wracał właśnie do Hiszpanii po letnim urlopie, a Catherine była w drodze na
południe do modnej nadmorskiej miejscowości Biarritz. Zgromadziło się tam
wszystko, co było najbardziej ekstrawaganckie we francuskiej modzie" - pisał
pózniej Blunt. Wszelka etykieta uległa zawieszeniu, nawet sam cesarz i cesarzowa,
wtedy u szczytu powodzenia", powrócili do dawnego, miłego cygańskiego życia",
uwolnieni od więzów dworskiego ceremoniału.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]