[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- No, w tym mieście raczej go nie znajdziesz - stwierdził Trencz. - Jednorożce
potrzebują wody i zieleni. Na twoim miejscu poszukałbym w Afryce albo w Australii,
albo gdzieÅ› dalej.
- Ten jednorożec został ukradziony - wyjaśnił Mallory.
- To twój jednorożec?
- Nie. Ja jestem detektywem.
- Wiesz, to dziwny przypadek - zauważył Trencz.
- O? Dlaczego?
- Bo ja też kiedyś byłem detektywem.
- A ty? - zwrócił się Mallory do Aasicy. - Ty też byłeś detektywem?
- Au contraire. Ja byłem przestępcą.
- Co więcej - wtrącił Trencz - on był moim przestępcą.
- Chyba nie bardzo rozumiem - wyznał Mallory.
- To naprawdę całkiem proste - tłumaczył Trencz. - Co jest jedyną rzeczą, bez której
detektyw absolutnie nie może się obejść? Przestępca! - A ja potrzebowałem go równie
desperacko - przejął wątek Aasica. - Prawdę mówiąc określamy się nawzajem. Nie ma
przestępców, jeśli nie istnieje prawo, i nie można walczyć o przestrzeganie prawa, jeśli
nie ma przestępców. Innymi słowy nasz związek stanowił symbiozę. Codziennie rano
odbijałem kartę o ósmej i wychodziłem, żeby rabować, plądrować i grabić...
- A ja odbijałem kartę o dziewiątej... zgodnie z zasadami gry należało zostawić mu
trochę czasu, żeby zdążył pogwałcić jakieś prawa... potem zaś usiłowałem go
zaaresztować. - Trencz przerwał i uśmiechnął się na to przyjemne wspomnienie. -
Przez cały dzień zmagaliśmy się w pocie czoła: on w przebraniu krył się wśród cieni, ja
zbierałem dowody i starałem się go wytropić...
- Z godzinną przerwą na lunch - wtrącił Aasica. - ...a potem odbijaliśmy kartę o piątej,
wstępowaliśmy razem na kieliszek i odpoczywaliśmy przed następnym dniem.
- Nawet uzgadnialiśmy między sobą urlopy i zwolnienia lekarskie. - Właśnie - przyznał
Trencz. - Aż pewnego dnia odkryliśmy, że sama gra stalą się dla nas ważniejsza od
nagrody.
- Stwierdziłem, że walka na umysły z moim przeciwnikiem dostarcza mi większej
satysfakcji niż złodziejski proceder. A tymczasem miałem w domu cały skład
opiekaczy do tostów i ciągle musiałem jadać na mieście.
- A ja w gruncie rzeczy, wcale nie miałem ochoty łapać morderców i kasiarzy; na ogół
żaden z nich nie był dla mnie godnym przeciwnikiem... a poza tym sąd i tak zawsze ich
wypuszczał na wolność.
- Doszliśmy również do wniosku, że obaj robimy się trochę za starzy, żeby ganiać się
po mieście i strzelać do siebie... - podjął Aasica. - Chociaż nigdy nie Celowaliśmy tak,
żeby trafić... - Więc skoro interesowała nas wyłącznie walka na umysły,
postanowiliśmy zrezygnować z wszelkich urządzeń peryferyjnych i skoncentrować się
na właściwej rozgrywce.
- Znalazłem inną pracę dla Velmy, mojej sekretarki - w tym momencie Mallory
zamrugał - A pózniej zaś usiedliśmy z Aasicą żeby przedyskutować najbardziej
obiecujące możliwości...
- Poważnie zastanawialiśmy się nad kartami - w sąsiednim budynku toczy się partia
pokera prowadzona przez Lincolna z Nebraski, która trwa jeszcze dłużej od naszej -
ale szukaliśmy czegoś wykluczającego element przypadku... - I wybraliśmy szachy -
zakończył Trencz.
- Tak jest. Uderzam pod osłoną nocy i kradnę mu pionka... - A ja tropię go po
ciemnych, krętych uliczkach pomiędzy wieżami i gońcami - dokończył Trencz z
westchnieniem satysfakcji. - To daje znacznie więcej zadowolenia niż tropienie
morderców. Albo jednorożców, skoro o tym mowa. - Co do jednorożców... - zaczął
Mallory.
- Myślałem, że mówimy o szachach - wpadł mu w słowo Trencz.
- Tylko niektórzy - burknął Mallory. - Inni szukają skradzionego jednorożca.
- Naprawdę nie wiem, jak możemy ci pomóc.
- Wytropiliśmy go do tej uliczki, a potem zgubiliśmy ślad. Czy nie przechodził tędy w
ciągu ostatnich paru godzin? Powinien mu towarzyszyć pewien skrzat.
- Kto wie? - odparł Trencz wzruszając ramionami. - Ja już od dwóch dni
koncentrujÄ™
się przed moim następnym ruchem.
- A ty? - zwrócił się Mallory do Aasicy.
- Ja patrzyłem na niego, żeby sprawdzić, czy nie oszukuje - odparł Aasica.
- W każdym razie ja na twoim miejscu nie spieszyłbym się z łapaniem tego
jednorożca
- oświadczył Trencz.
- Dlaczego?
- Uwierz koledze detektywowi: patrzysz na to z niewłaściwej perspektywy. Jeden
jednorożec, ukradziony starannie i jak należy, może ci zapewnić dobrze płatne zajęcie
do końca życia.
- Dziękuję za radę - odparł Mallory - ale tu chodzi o jego życie - pokazał palcem
Mürgenstürma - które zakoÅ„czy siÄ™ jutro rano, jeÅ›li nie znajdÄ™ tego jednorożca. - Kto
chce go zabić? - zainteresował się Trencz.
- Mam wrażenie, że będą się o to ubiegać dwie strony: jego gildia oraz Grundy.
- Grundy? - powtórzył Trencz unosząc brew. - Czy on jest w to zamieszany?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]