[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Mark Leskowski umówił się z tobą na randkę?
- Owszem - odparłam.
- Więc ilu chłopaków umówiło się z tobą dzisiaj? Dwóch?
- Owszem - potwierdziłam, sadowiąc się w jej kabriolecie.
- Niezle, Jess. To rekord. Dlaczego się nie cieszysz?
- Bo jeden z chłopaków, którzy dzisiaj się ze mną umówili, jeszcze niedawno był
podejrzany o zamordowanie swojej dziewczyny, a drugi to twój brat.
A Ruth na to:
- No tak, ale czy Mark nie jest już poza podejrzeniami? Wiesz, po tym porwaniu Heather?
- Chyba tak - powiedziałam. - Ale...
- Ale co? - zapytała Ruth.
- Ale... Ruth, Tisha mówi, że oni wszyscy wiedzieli o tym domu. I mówi o tym tak... jakby to oni
tam balowali.
- To znaczy?
- To znaczy, że to musiał być ktoś z ich paczki.
- Z jakiej paczki?
- Ludzie z naszej szkoły - powiedziałam, wskazując ręką boisko, gdzie widać było cheerleaderki i
trenujących futbolistów.
- Niekoniecznie - powiedziała Ruth. - Dobrze, Tisha wiedziała o tym domu, ale nie twierdzi, że
kiedykolwiek była tam na imprezie, prawda?
- Nie. Niezupełnie. Ale...
- Och, daj spokój. Ci ludzie byliby chyba w stanie znalezć przyjemniejsze miejsce na imprezę,
nie uważasz? Willa rodziców Marka, na przykład? Słyszałam, że mają basen kryty i odkryty, i...
Może państwu Leskowskim nie spodobałoby się, gdyby przyjaciele Marka przyprowadzali swoje
dziewczyny na szybki numerek koło basenu.
- No dobra - mruknęła Ruth, kiedy wydostałyśmy się z parkingu. - Dlaczego któryś z nich miałby
zabić Amber? Albo próbować zamordować Heather? Przecież byli przyjaciółmi, no nie?
- Zgadza się. Ruth miała rację. Ruth zawsze miała rację. A ja nigdy nie miałam racji. No, w
każdym razie prawie nigdy.
Więc mimo tego, co usłyszałam od Tishy, tak naprawdę nie wierzyłam, że ludzie z naszej szkoły
rzeczywiście mogli być zamieszani w morderstwo Amber i pobicie Heather. Bo jak to? Mark
Leskowski chwytający swoją dziewczynę za szyję, żeby ją udusić? Niemożliwe. Kochał ją.
Przecież płakał wtedy przed gabinetem pedagoga.
A chyba nie płakał, dlatego, że w związku z podejrzeniem o morderstwo miał mniejsze szanse na
otrzymanie stypendium sportowego. To byłby dowód kompletnego braku uczuć, prawda? - A
Heather? Jak mogłabym przypuszczać, że Jeff Day albo ktoś inny z drużyny pobił i związał
Heather i zostawił ją w wannie, żeby umarła? Po co? %7łeby nie zakapowała Marka?
Nie. To żałosne. Już bardziej sensowna wydawała się hipoteza Tishy o psychopatycznych
wsiokach. Może cheerleaderki i futboliści imprezowali w tym domu, ale nie oni zostawili tam
Heather. Nie, to musiała być robota kogoś innego. Jakiegoś chorego, zboczonego typa.
Ale na pewno nie mojego brata.
Natychmiast po powrocie do domu poszłam do jego pokoju. Nie miałam, rzecz jasna, powodu
wątpić w jego niewinność, ale chciałam być pewna. Wdrapałam się po schodach - dzięki Bogu
mamy nie było w domu, więc nie musiałam wysłuchiwać kolejnego kazania o tym, jakie to
niestosowne wymykać się z domu w środku nocy z chłopcem, który pracuje w warsztacie - i
walnęłam w drzwi pokoju Douglasa. A potem otworzyłam je na oścież, ponieważ drzwi jego
pokoju nie mają zamka. Tata usunął zamek, po tym jak Douglas przeciął sobie żyły i musieliśmy
wyważyć drzwi, żeby się do niego dostać.
Tak się przyzwyczaił do moich nalotów, że nawet nie podnosi głowy.
- Spadaj - powiedział znad komiksu.
- Douglas - powiedziałam. - Muszę wiedzieć. Gdzie byłeś wczoraj wieczorem, między
piątą a ósmą?
Podniósł głowę.
- Dlaczego miałbym ci mówić?
- Bo tak - oświadczyłam.
Chciałam mu, oczywiście, powiedzieć prawdę. Chciałam powiedzieć:  Douglas, federalni myślą,
że masz coś wspólnego z morderstwem Amber Mackey i napadem na Heather Montrose. Musisz
mi powiedzieć, że tego nie zrobiłeś. Musisz mi powiedzieć, że masz świadków, którzy
potwierdzą, gdzie byłeś, kiedy popełniono zbrodnie, i że twoje alibi jest niepodważalne. Inaczej
będę zmuszona podjąć pracę na rzecz pewnej instytucji".
To znaczy FBI.
Nie byłam jednak pewna, czy mogę to wszystko powiedzieć Douglasowi. Nie byłam pewna,
ponieważ nikt nie miał pojęcia, co może wywołać u niego nawrót choroby. Na ogół wydawał mi
się najzupełniej normalny. Ale od czasu do czasu wpadał w przygnębienie - z jakiegoś głupiego
powodu, na przykład kiedy skończyły się cheerrios - i głosy wracały.
Z drugiej strony sprawa była poważna. Nie chodziło o płatki śniadaniowe ani o dziennikarzy
koczujących przed domem. Nie tym razem. Tym razem chodziło o czyjąś śmierć.
- Douglas - odezwałam się. - Mówię poważnie. Muszę wiedzieć, gdzie byłeś. Chodzą plotki - nie
wierzę w nie, oczywiście - ale ludzie plotą, że to ty zamordowałeś Amber Mackey, a potem
porwałeś Heather Montrose i pobiłeś prawie na śmierć.
- Hola! - Douglas, wyciągnięty na łóżku, odłożył książkę. -A dlaczego miałbym to zrobić?
- Myślę, że według ich teorii odbiło ci.
- Rozumiem - powiedział Douglas. - A kto głosi tę teorię? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •