[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pani wspomniała, że jej wydatki były nader skromne. Domyślam się, że zaniepokoił ją dopiero rachunek
przysłany z magazynu mód, w którym pani się ubiera.
- Zamówiłam eleganckie suknie dla siebie i córek. To spory wydatek, ale musimy odpowiednio
wyglądać, bo w przeciwnym razie grozi nam kompromitacja - broniła się pani Aveton.
- A koszta rosną, gdy przy okazji zamawia się garderobę na cały następny sezon. Proszę nie
zaprzeczać. Doskonale to rozumiem.
Spojrzała na niego nieufnie.
- Proszę zatem przyjąć do wiadomości - ciągnął Truscott - że rachunki za stroje nie zostaną
zapłacone z dochodów Judith. Sama ureguluje pani należności z części jej majątku, którą otrzyma po
ślubie na mocy naszej umowy.
Omal nie parsknął śmiechem, widząc, że osłupiała i nie potrafi wykrztusić słowa. Ochłonąwszy
nieco, wybuchnęła potokiem wymowy.
- Nie zapłacę żadnych rachunków! - zakończyła gniewnie.
- Skoro tak, straci pani kredyt. %7ładna londyńska krawcowa ani modystka nic pani nie sprzeda.
- Nie zna pan Judith. Ona na to nie pozwoli - oznajmiła pani Aveton. - Nie cierpi długów...
- Proszę nie zapominać, że za tydzień w kwestiach finansowych nie będzie miała nic do
powiedzenia - odparł z naciskiem. - Niech pani nie próbuje mnie zwieść. Doskonale znam się na takich
sztuczkach. Usiłowała pani jak najwięcej wycisnąć z majątku pasierbicy, ale ja na to nie pozwolę.
Pani Aveton milczała, ale jej spojrzenie było wymowniejsze od słów. Miał w niej odtąd
zaprzysięgłego wroga, choć najwyrazniej usiłowała skrywać swoje uczucia do czasu, aż dostanie
obiecaną należność.
Truscott przejrzał jej grę. Chciało mu się śmiać, bo wiedział, że ta megiera nie dostanie ani pensa.
Słusznie ostrzegał, że rachunki pozostaną niezapłacone. Był zadowolony z dzisiejszej utarczki;
nadarzyła się sposobność, żeby przywołać starą jędzę do porządku. Co ważniejsze, z powodu kłótni o
fatałaszki zapomniała o pytaniach, które mu wcześniej zadała.
- Wspomniała pani, że Judith sporo czasu spędza u Wentworthów. - Truscott zmienił temat.
- Moim zdaniem, zbyt często tam przesiaduje. Musi pan zabronić jej tych wizyt. Zresztą nie
powinna tyle bywać. Takie rozrywki są niestosowne dla żony pastora... choć Judith nie została jeszcze
panu poślubiona. - Pani Aveton wypuściła zatrutą strzałę.
Nim zdążył odpowiedzieć, lokaj zaanonsował lorda Wentwortha. Oblicze pani domu
wypogodziło się w mgnieniu oka. %7ładen z arystokratów należących do wielce poważanej rodziny nie
przekroczył dotąd jej progu. Omal nie zemdlała z radości, gdy uświadomiła sobie, że przed domem stoi
teraz powóz ozdobiony rodowym herbem. Cała w uśmiechach, pobiegła przywitać wysoko urodzonego
gościa.
- Milordzie, co za miła niespodzianka!
Sebastian skłonił się uprzejmie pani Aveton oraz Truscottowi, obdarzając ich najpiękniejszym ze
swoich uśmiechów.
- Rad jestem, że zastałem tutaj oboje państwa - oznajmił. -Przybywam, aby w imieniu żony prosić
o wyświadczenie pewnej przysługi. Mojej pani bardzo na tym zależy.
Pani Aveton poprosiła uniżenie, aby raczył usiąść. Zadzwoniła na służbę i kazała podać napoje
oraz przekąski.
- Jak się miewa pańska szanowna małżonka? - spytała z fałszywą słodyczą. - Zapewniam waszą
lordowską mość, że jesteśmy mu niezwykle oddani. Co możemy dla pana uczynić, milordzie?
- Jak wspomniałem, mam prośbę. - Sebastian przyjął z jej rąk kieliszek wina. - Pozwoli pani, że
wyjaśnię, w czym rzecz. Mój brat Peregrine wraz z żoną pojechał w odwiedziny do ciotki, a nasz
przybrany syn przebywa obecnie poza Londynem.
Zerknął ukradkiem na rozmówców. Miał nadzieję, że ta wiadomość skłoni ich do ustępstw.
- Problem w tym, że Prudence jest teraz bardzo markotna - wyjaśnił zatroskany. - To zrozumiałe,
że nie może bywać...
- Naturalnie. W jej stanie to ponad siły. Nasza droga lady Wentworth musi na siebie uważać. -
Pani Aveton ogromnie pochlebiało, że jego lordowską mość omawia z nią domowe sprawy. Ten
wyniosły arystokrata niezmiernie rzadko dopuszczał innych do podobnej konfidencji.
- Widzę, że pani doskonale mnie rozumie. - Sebastian rozpromienił się i dodał, pochylony ku
swej rozmówczyni. -Mam nadzieję, że zechce pani wyrazić zgodę, aby Judith spędziła u nas parę dni.
Moja żona ogromnie ją lubi. Zmiało mogę powiedzieć, że przepada za jej towarzystwem.
Pani Aveton była zbita z tropu.
- Milordzie, w innych okolicznościach najchętniej spełniłabym pańskie życzenie, ale teraz, gdy
absorbują nas przygotowania do ślubu Judith... Czas nagli. Obawiam się, że będę musiała odmówić. -
Spojrzała na Truscotta i umilkła.
Umysł kaznodziei pracował na najwyższych obrotach. Po pierwszych słowach Wentwortha
domyślił się, jaki jest cel niespodziewanej wizyty. Wkrótce doszedł do wniosku, że takie rozwiązanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]