[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zostało. - Lekarka walczyła w niej z zakochaną kobietą. - Czemu tam idziesz?
Przecież dla Rona nic już nie można zrobić.
- Dla Rona nie, ale można pocieszyć jego rodzinę.
- W takim razie idz.
Przez chwilę patrzyli na siebie bez słowa.
- A co z nami? - spytała.
- No właśnie, co z nami? - podchwycił. - Wymknęło się nam to trochę
spod kontroli...
- Jestem dużą dziewczynką, Mark. To, co się działo, było po mojej myśli.
I proszę, nie mów mi, że tego żałujesz!
Zaprzeczył ruchem głowy.
- Nie, wcale nie żałuję. To, co mi dałaś, co mi pokazałaś, było cudowne.
Ale to były tylko pocałunki.
- Na razie. Wiesz, że nie poprzestalibyśmy na tym. - Ten jeden raz
pozwoliła się ponieść emocjom. - I ja tego chciałam, do samego końca!
- Ja też, i dlatego to ja muszę zdecydować... Bo jestem starszy, większy,
mądrzejszy; więcej mi płacą i bardziej się boję. Muszę położyć temu kres.
Lepiej, żebyś już poszła.
- 95 -
S
R
Znów szybko cmoknęła go w policzek.
- Uważam, że jesteś cudowny.
Pięciominutowy spacer na oddział pomógł Markowi zebrać myśli. To, co
wydarzyło się pomiędzy nimi, głęboko go poruszyło. Na razie jednak musiał
zająć się pacjentem.
Ron był wysokim, postawnym mężczyzną, który przez całe lata cieszył
się dobrym zdrowiem. Był farmerem i, jak wielu ludzi pracujących na świeżym
powietrzu, dużo palił. Od jakiegoś czasu uskarżał się na przykry ból w klatce
piersiowej. Lekarz ogólny skierował go na prześwietlenie, którego wynik był aż
nazbyt oczywisty - Ron miał raka płuc. Zrobiono bronchoskopię i podczas gdy
Ron wciąż leżał nieprzytomny na stole operacyjnym, podjęto decyzję. Choroba
była już w tak bardzo zaawansowanym stadium, że zrezygnowano z operacji.
Teraz Ronowi podawano morfinę, aby oszczędzić mu cierpień. Przy jego
łóżku czuwały żona i córka.
Mark poprosił je do pokoju lekarskiego.
- Stan Rona pogarsza się z godziny na godzinę. Obawiam się, że nie ma
już nadziei.
- Właśnie dlatego chciałyśmy się z panem zobaczyć - szepnęła pani
Applegate. - Był pan dla nas taki dobry. Jeśli jest jeszcze cokolwiek, czego
mógłby pan spróbować, choćby to była jedna szansa na milion... Czy mógłby
pan to dla nas zrobić? Czytałyśmy w prasie, że...
Mark już nieraz się z tym zetknął - z rozpaczą w czystej postaci, z
żarliwym pragnieniem, by stał się cud. Czasem zżymał się na telewizję, w której
aż roiło się od różnych cudownych ozdrowień".
- Zrobiliśmy wszystko - powiedział smutno. - Ron niedługo umrze.
Trzeba pozwolić mu umrzeć spokojnie i godnie. Jeśli mają panie siłę, proszę
dalej przy nim czuwać. Na wszelki wypadek będę w pobliżu.
- 96 -
S
R
Dwie godziny pózniej Ron umarł. Jego żona i córka przyjęły to
najdzielniej, jak potrafiły, i podziękowały Markowi za wszystko, co dla nich
zrobił. Córka była odrobinę podobna do Rosalindy.
Wróciwszy do domu, Mark pozmywał naczynia po kolacji, którą zjadł z
Rosalindą. Nieśmiało dotknął miejsca, na którym siedziała na kanapie. Przez
moment miał wrażenie, że na tapicerce pozostał zapach jej włosów.
Zrobił kawę i usiadł na swoim ulubionym miejscu na dywanie, tyłem do
kominka. Zaczął rozmyślać o rodzinie, z którą dopiero co się pożegnał.
Wiedział, że Ron miał trzydzieści siedem lat, czyli był o cztery lata starszy od
niego. Jego córka, mniej więcej osiemnastoletnia, była o pięć lat młodsza od
Rosalindy; a jednak bez trudu można było wyobrazić je sobie jako siostry.
Z całą mocą dotarło do niego, jak wielka jest dzieląca ich różnica wieku:
dziesięć lat.
A więc jest dla niej za stary. Ma przed sobą sukcesy w życiu zawodowym,
a za sobą - tragedię w życiu osobistym. Wiedział, co to samotność, i pamiętał,
jak ją leczył; czasem czuł się zagubiony i przegrany.
Rosalinda stoi dopiero u progu kariery. Jest jednak zdolna i dużo
dojrzalsza niż jej rówieśniczki.
Przypomniał sobie, jak ktoś powiedział mu, że człowiek ma tyle lat, na ile
się czuje. A on mimo wszystko nie czuł się stary. Utrzymywał dobrą kondycję,
miał poczucie humoru, zachował ciekawość ludzi i świata. W dodatku on i
Rosalinda tak świetnie się z sobą czuli...
Przyznaj, że ona ci się podoba, że ci na niej zależy, powiedział do siebie;
to nie przyjazń ani zwykła przygoda - to coś prawdziwszego, głębszego.
Jego obecnym uczuciom nie zagrażała miłość do zmarłej żony - zachował
pamięć o niej, lecz pamięć ta nie odgradzała go od terazniejszości. W jakimś
sensie Frances wciąż była mu droga, ale pamiętał też, o co poprosiła go przed
śmiercią.
- 97 -
S
R
- Jesteś tylko człowiekiem - rzekła wówczas. - Będzie ci mnie brak i
będziesz mnie opłakiwał, jednak kiedy to minie, pokochaj kogoś innego.
Obiecaj mi, że to zrobisz.
Początkowo nie chciał tego słuchać. Nie doszedł jeszcze do punktu, w
którym straciłby całą nadzieję. Oboje w głębi duszy wiedzieli, że ona umrze -
ale powiedzieć to już teraz, na głos? Jednak Frances czytała w nim jak w
otwartej księdze.
- Nie oszukuj umierającej kobiety, Mark. Obiecaj mi, że kogoś sobie
znajdziesz!
No więc obiecał, po raz pierwszy w dorosłym życiu roniąc łzę.
Na początku nie mógł nawet spojrzeć na kogoś innego; bez reszty oddał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]