[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Jest - uspokoiła go Krystyna. - Pradziadkowie i prababcie na ścianach wiszą, a sama
ostatnio żarłam solone migdałki ze srebrnego naczynia.
- No, to właśnie. Ale czy co ważnego nie zostało, tego nikt nie wie.
- A on to chce przerabiać - dodała Marta niespokojnie. - Remontować znaczy i od dachu
zacznie. Ja się śpieszę z biblioteką, jedna trzecia jeszcze mi została...
- Zaraz - powiedziała Krystyna z nagłym przypływem bystrości. - Mnie tu coś dziwi.
Kiedy ten jakiś to kupił?
- Już ze trzy miesiące temu zaczął załatwiać. I kupił jakoś od razu, bo nie było przeszkód.
- A włamanie miesiąc... Nic nie rozumiem. Po cholerę Heaston miałby się włamywać i
szukać nielegalnie, jeżeli już to miał? Może przecież teraz oglądać deskę po desce i sęk po sęku,
spokojnie i bez pośpiechu? Skoro kupił, już to ma. Nie rozumiem, dlaczego nie wynajął sobie
jakiegoś strażnika...
- Kto tak powiedział? - przerwała Marta. - Wynajął, jeden taki tam już mieszka. I pilnuje,
bo inaczej możliwe, że całość by rozkradli, chociaż teraz materiały budowlane już można kupić.
Tyle że w ludziach jeszcze zostało, ukraść albo skombinować, bo inaczej się nie da. Naród nie
idzie z postępem.
- Idzie, ale nie całkiem - skorygował Jurek.
- Nie mówmy o polityce - poprosiłam. - Zgadzam się z Kryśką, też tego włamania nie
rozumiem. Myślisz, że włamywacz nadal tam grzebie?
- A kto go wie, może i grzebie. Strychu nikt nie pilnuje, ja sama też zlekceważyłam. Jeśli
chcecie tam czegoś szukać, musicie się pośpieszyć, bo ja owszem, mam klucze, ale tylko do
przeniesienia reszty książek i potem do widzenia. Wchodzą z remontem. No i wygląda na to, że
macie konkurencję.
- Czy to aby na pewno kupił Heaston...? - powiedziałam w zamyśleniu.
Objawiła się sytuacja podobna jak w Noirmont. Ktoś czegoś szukał, Heaston pchał się na
myśl zgoła nachalnie. Tam było lepiej, zamek należał do nas, tu siedziba przodków wyrwała nam
się z ręki. Rzuciły się na mnie skojarzenia, Heaston, jego pradziadek, żółty sepecik, głupie plotki
od francuskiego pijaka, złota papierośnica, cha cha, widziałam ją, jak ona złota, to ja z marmuru.
Pugilares z mnóstwem pieniędzy, żadnego pugilaresu nie było, a pieniędzy ani grosza, tak rośnie
legenda... Może ten cholerny diament urósł podobnie...
Krystyna konferowała z Martą, namawiając ją do zbadania sprawy, kto w końcu kupił
Przylesie, jak się ten parszywiec nazywa, jak wygląda, może ktoś go widział. Przejęta klejnotem
rodzinnym Marta obiecywała wszelką pomoc, znała wszystkich w gminie, z połową
pracowników chodziła do szkoły. Mogła się dowiedzieć nawet jutro, nie musiała służbowo,
mogła iść do nich z wizytą prywatnie do domu...
Przestałam słuchać ich gadania, w jakiś tajemniczy sposób majaczył mi przed oczami
Heaston razem z sakwojażykiem, tworzyli jedną całość. Prawie widziałam, jak w Calais leci
przerażony, płosząc konie we fiakrze pokojówki, macha rękami, sakwojażyka nie ma... I
równocześnie jawił mi się z tym idiotycznym sepecikiem, przewieszonym przez ramię... Wyszła
mi z tego zapłakana Antoinette...
- Zaraz - przerwałam wszystkim, nie bacząc, co kto mówi. - Czekajcie, bo ja strasznie
myślę.
- %7łeby ci nie zaszkodziło - mruknęła Krystyna.
- Już szkodzi. Chcę rozwikłać problem historyczny. Coś mętnie babcia mówiła o
francuskiej żonie w rodzinie Kacperskich i z listów też taka wychodzi. Czy Jędruś może
przypadkiem pamięta...?
Jędruś przerwał mi od razu.
- Osobiście pamiętać, to w żadnym razie. Była taka, owszem, ale umarła przed wojną,
albo może na samym początku wojny. Ale pózniej o niej słyszałem, wuj Marcin... Tak prawdę
mówiąc, to ani Marcin, ani Florek, jaki tam wuj, wyliczyłem sobie to już dawno, że wujeczny
dziadek. No, Marcin w każdym razie, jako małe dziecko musiałem go widywać, ale w pamięci mi
nie został. Od wuja Florka słyszałem, że żonę sobie przywiózł z Francji i komplikacje jakieś tam
były, czysta kołomyja, wuj Florian często wspominał, jaśnie panienka Justyna, ta co ją z topieli
ratował, bo to ją chyba...? Coś z tą żoną miała wspólnego, ale nie wiem co. Jak to głupi chłopak,
mało słuchałem. Ale wiem, że coś było. Ale...! Jej portret przecież tu wisi! I Joasia, i Krysia
patrzyły na to ze sto razy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •