[ Pobierz całość w formacie PDF ]
milczenie pełne satysfakcji i nadziei.
Odezwała się wreszcie ciotka Monika, siedząca razem z dziadkiem przy stoli-
ku pod ścianą.
Może wreszcie władza wykonawcza będzie miała na nich jakiś wpływ
powiedziała smętnie. Te dzieci robią rzeczy, od których włos siwieje. Powiedz-
my to wyraznie, bo na co nam podejrzane niedomówienia. Nawet gdyby pan ich
związał i zamknął na wieży, też wyjdą. A pies im pomoże. Więc niech pan robi,
jak pan uważa, ale mnie się wydaje, że lepiej mieć ich na oku.
A jeśli pan chce psa, to z nim się najlepiej dogada moja córka dodała
pani Krystyna z ciężkim westchnieniem.
Porucznik zdziwił się bardziej. Dzieci siedziały jak wykute z kamienia i pa-
trzyły na niego nieustępliwym wzrokiem.
57
No dobrze. . . powiedział, całkowicie wbrew woli. A ten pies bez
tresury. . . ?
Co do psa, zaraz wyjaśnię wtrąciła się pani Krystyna, wzdychając po-
nownie. Ma fenomenalny węch i niezwykłe wyczucie ludzkich emocji. Odróż-
nia przyzwoitych ludzi od przestępców. Jedno, czego został nauczony, czy może
sam się nauczył, to informowanie państwa o wszystkim, z czym się zetknął. Robi
to z własnej inicjatywy, szczególnie jeśli przedtem dostał jakieś polecenie, pil-
nował czegoś, albo coś w tym rodzaju. Przybiega, zawiadamia, że coś się dzieje
i prowadzi na właściwe miejsce. Trwa to już przeszło dwa lata. Moje dzieci po-
trafią go zrozumieć tak, jakby wszyscy razem mówili jednym językiem. Czego
pan chce od psa? Ma coś zrobić? Moja córka mu to wyjaśni.
Porucznik zdołał przemyśleć sprawę i podjął decyzję.
W porządku powiedział. Nasze dwa wozy znajdują się dość blisko,
ukryte w sposób najprostszy na świecie. Stoją pomiędzy innymi zaparkowanymi
samochodami, nie wyróżniają się niczym i mają łatwość wyjazdu. Ludzi w nich
nie widać. Dwóch funkcjonariuszy chciałbym ulokować w ogrodzie tak, żeby mo-
gli szybko wybiec we właściwej chwili. . .
Przez dziurę zaproponował słuchający uważnie Pawełek.
Przez jaką dziurę? spytali równocześnie porucznik, pani Krystyna i wu-
jek Andrzej.
W ogrodzeniu. Jest dziura w ogrodzeniu jeszcze od tamtych czasów, kiedy
przychodzili do nas fałszerze znaczków. Chaber ją znalazł. Wcale jej nie widać,
a wychodzi na tamtą drugą ulicę, za rogiem. Przelecieć i gotowe.
I to nawet lepiej, bo ci złodzieje wcale nie będą się tego spodziewać
włączyła się Janeczka. Nikt nie wyjdzie przez bramę ani przez furtkę, tylko
pojawi się nagle na ulicy, więc będą zaskoczeni.
Bardzo dobry pomysł pochwalił porucznik. Gdzie ta dziura? Chcę ją
zobaczyć.
Inne szczegóły pułapki nie zostały sprecyzowane. Janeczka i Pawełek porzu-
cili zgromadzenie rodzinne i razem z porucznikiem popędzili do ogrodu. Dziu-
ra w siatce i żywopłocie okazała się nieco zarośnięta, ale osłaniające ją gałęzie
można było rozchylić i przepchnąć się na drugą stronę wężowym ruchem i na
czworakach. Dorosłemu człowiekowi było w niej trochę ciasno.
Zostawi pan w ogrodzie takich chudszych poleciła porucznikowi Ja-
neczka. Wyjdą bez kłopotu. A w ogóle po co pan ich tam zostawia?
%7łeby wziąć przestępców w dwa ognie. Muszą być blisko i niewidoczni.
Inni będą dalej. Dadzą znać, jak się ktoś pokaże.
Chaber mruknął Pawełek.
No pewnie przyświadczyła Janeczka. Nasz pies wszystko będzie
wiedział najwcześniej. Przyleci i powie. Może także zawiadomić tych innych pań-
skich ludzi.
58
A trafi do nich?
Janeczka wzruszyła ramionami i popatrzyła na niego z politowaniem, widocz-
nym nawet w ciemnościach. Pawełek lekceważącym tonem zgłosił propozycję.
Mówił pan, że gdzieś tam przed domami stoją wasze samochody i w każ-
dym siedzą ludzie. Bez żadnego zaglądania zaraz panu powiemy, które to samo-
chody. Chce pan?
A proszę, chętnie zobaczę.
Chaber! zawołała Janeczka półgłosem.
Z ciemności, rozjaśnionych nieco tylko lampą nad drzwiami wyjściowymi po
drugiej stronie budynku, wyłonił się nagle pies, przedtem kompletnie niewidocz-
ny. Radośnie skoczył ku swojej pani.
Chodz, pieseczku powiedziała pani. Będziemy robili głupi ekspery-
ment.
Wyszli na ulicę normalnie, przez furtkę. Janeczka pochyliła się nad Chabrem
i coś mu szeptała do ucha. Porucznik przyglądał się temu z wielkim zainteresowa-
niem. Pies odbiegł i bez pośpiechu podążył wzdłuż ulicy, pomiędzy zaparkowany-
mi samochodami. Przy jednym zatrzymał się nagle, cofnął, wystawił zwierzynę,
przybierając na moment charakterystyczną postawę psa myśliwskiego, z wycią-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]