[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Ty też chciałaś nas ratować, mam rację?
- To... to była moja wina. To przeze mnie dostaliście się w ręce Władymira. To
wszystko...
- To nie była twoja wina. Przestań się obciążać cudzymi grzechami. Kochasz
mojego męża i Karamazow, twój maż, wie o tym. A Karamazow to bestia. Tym,
czym jest teraz, byłby nawet bez ciebie i bez Johna. Nienawidzi was obojga, no i
przy tym nas wszystkich, dlatego, że w ogóle tutaj jesteśmy. Być może powinnam
cię nienawidzieć, bo John cię kocha i ty go kochasz, i ponieważ pozwolił dorosnąć
naszym dzieciom tylko po to, żeby wydać cię za Michaela i w ten sposób wybrnąć
z niezręcznej sytuacji. Może powinnam go kochać za to, że chciał odsunąć od
siebie kobietę, której pragnął, tylko dlatego, żeby nie robić mi krzywdy. Nie mam
pojęcia, jakie powinny być moje uczucia w stosunku do któregokolwiek z was. W
każdym razie, myślę, że jesteś w porządku, poza tym ciągłym obwinianiem się o
wszystko. Zresztą, niewykluczone, że sama zachowuję się w ten sposób. No cóż,
myślę, że jesteśmy do siebie trochę podobne. Gdyby role się odwróciły, ja też bym
po ciebie przyszła.
Natalia nagle uświadomiła sobie, że już od dłuższej chwili nie patrzy na pulpit
sterowniczy.
- A swoją drogą - mówiła Sarah - powinnaś się przebrać, jak tylko
wylądujemy. Szkoda, że teraz nie widzisz siebie. Wyglądasz naprawdę zabawnie
w tej halce Annie, wielkiej kurtce Johna i z bosymi nogami. - Sarah Rourke roze-
śmiała się.
Natalia czując, że jej też chce się śmiać, wyszeptała tylko:
- Mnie też to bawi.
- Słucham?
- Czuję się raczej dziwnie - dodała głośniej. Spojrzała na siebie. Stopy i nogi
miała całe w zaschniętym błocie. Halka przylepiła się do ud, a kurtka była tak
obszerna, że Rosjanka wielokrotnie musiała podwinąć rękawy, żeby nie
przeszkadzały jej w pilotowaniu. Nie zdołała powstrzymać wybuchu rozbawienia.
103
- Zabawne! - zawołała Sarah i Natalia śmiała się teraz razem z nią.
104
Rozdział 53
- Na mój znak wychodzimy z komunikacyjnej dziury wlotowo-wylotowej
granicy faz! - zawołał Dodd.
- Moje przyrządy sprawdzone - odparł na to Craig Lerner.
- Poszycie kadłuba jest schłodzone do odpowiedniej temperatury - krzyknął
Styles.
- Teraz! - Kiedy nacisnął guzik, zakłócenia były tak silne, że dowódca
Edenu ledwo rozpoznał dochodzący przez radio głos Paula Rubensteina. Dodd
uruchomił mikrofon.
- Jesteśmy z panem, panie Rubenstein. - Dodd spojrzał na wskazniki. -
Wysokość: trzydzieści cztery mile. Prędkość: osiem tysięcy dwieście
siedemdziesiąt, ale spada do niezbędnego poziomu. ETA: dwadzieścia minut.
Jesteśmy skazani na wasze lądowisko. Porozmawiamy pózniej! Bez odbioru.
Dodd studiował wydruki na ekranach monitorów zainstalowanych wokół
pulpitu sterowniczego.
- Na mój znak włącz CRTS, Craig.
- Gotów do rozpoczęcia ostatecznego rozprowadzenia energii końcowej! -
zawołał Styles.
- Teraz! - krzyknął Dodd.
- Profil lotu wejściowego prawidłowy, kapitanie! - odkrzyknął Styles.
- Profil lotu wejściowego prawidłowy - powtórzył Dodd. - Szukamy
pierwszego wyznacznika.
- Pierwszy zbiornik paliwa na lewo. - Styles roześmiał się.
- Dzięki! Robimy manewr S .
- Manewr do pierwszego wyznacznika! - krzyknął Lerner.
- CRTS wygląda niezle, kapitanie. Jeżeli zdążymy, zagramy jeszcze w jakąś
grę komputerową.
- Już na Ziemi - odrzekł Dodd.
- Nie mów na Ziemi , powiedz po wylądowaniu ! - zawołał Lerner.
- Podchodzimy do pierwszego wyznacznika! - krzyknął komandor.
- Wygląda dobrze na CRTS, komandorze.
- Zrozumiałem, Jeff - powiedział Dodd. - Idealna trajektoria, jak dotąd.
- Proszę mnie tak dalej podtrzymywać na duchu - śmiał się Lerner.
- Wskaznik orientacji w przestrzeni pokazuje lekkie odchylenie czołowe.
- WOP dokładnie na linii!
- Wskaznik położenia poziomego sygnalizuje kierowanie nas nieco w prawo,
tam gdzie powinnyśmy się teraz znajdować - powiedział Dodd. - Oczekuję
potwierdzenia, Jeff.
- Zdecydowane potwierdzenie na WPP. - To wyglądało jak lot symulacyjny.
- Skończcie z tym wreszcie, chłopaki. Wiecie, że zawsze denerwuję się przy
lądowaniu - skarżył się Lerner.
- Twój pionowy wskaznik prędkości w porządku, Jeff?
- Jezu, ludzie! - przerwał mu Lerner.
Dodd studiował miernik Macha zamontowany na lewo od WOP i WPP.
105
- Na mój znak będziemy pięć minut od pierwszego wyznacznika - powiedział,
przyglądając się CRTS. Ekran pokazywał ich położenie w najbliższej przyszłości.
- Teraz! Pięć minut do pierwszego wskaznika.
- Chłopaki! Zacznijmy pakować nasze szczoteczki do zębów. - Lerner
roześmiał się.
- W porządku, niech tak będzie - wymamrotał Styles.
- Hamulec sześćdziesiąt pięć procent! - zawołał Dodd.
Komandor wszedł do cylindra. Robił to już kiedyś w symulatorze, a jeszcze
wcześniej dwa razy przy lądowaniu statkami orbitalnymi. Co prawda, nigdy nie
dowodził samodzielnie manewrem lądowania, przyjmując na siebie odpowie-
dzialność za korektę danych, ale tym razem uważał to za oczywiste. Nie było
czasu na podziwianie krajobrazów i właściwą kontrolę przyrządów równocześnie.
Poczuł, że jego dłonie są mokre od potu. Pomyślał o Craigu Lernerze, swoim
oficerze pokładowym i powiedział z naciskiem:
- Czy ktoś ma pod ręką ulotkę informacyjną? Zdaje się, że kilka minut temu o
czymś zapomniałem.
106
Rozdział 54
Kapitan Popowski siedział na bocznym fotelu śmigłowca. Teraz zwrócił się do
Karamazowa:
- Towarzyszu pułkowniku, Eden jeden najprawdopodobniej za pięć minut
wyląduje na przygotowanym specjalnie dla niego odcinku autostrady.
Karamazow krzyknął do pilota:
- ETA do obozowiska Rourke'a? Szybko!
- Towarzyszu pułkowniku, prawie cztery minuty.
- Towarzyszu pułkowniku - wtrącił Popowski - dowództwo przewiduje, że
samo lądowanie od rozpoczęcia manewru lądowania aż do zupełnego zakończenia
akcji, potrwa jakieś osiemdziesiąt sekund.
- Jeśli pilot pójdzie tym samym kursem, co oni i przyczepimy się im do ogona,
będziemy ich mieli jak na strzelnicy. Popularna rzecz kiedyś w Ameryce.
Próbowałeś, Popowski?
- Nie, towarzyszu pułkowniku... ja...
- To fascynujące.
Karamazow uniósł wyimaginowany karabin i przyłożył go do ramienia,
skierował wyimaginowaną lufę przed siebie, w stronę wyimaginowanego celu. Nie
widział lejącego deszczu. Widział białą smugę, a na jej końcu mały kontur pro-
mu. Zmrużył oko i odszukał wyimaginowany punkt centralny statku. Zgiął palec
wskazujący.
- Pifl Paf! - zawołał. Spojrzał na kapitana. - Zupełnie jak na strzelnicy,
Popowski. A potem, kiedy prom stanie w ogniu i będziemy pewni, że nikt z jego
załogi nie wyjdzie z tego cało, zbombardujemy obóz Rourke'a. Zabijemy
Michaela i %7łyda Rubensteina. A na koniec zniszczymy naszymi pociskami
nawierzchnię lądowiska. W ten sposób uniemożliwimy lądowanie pozostałych
statków floty. A ci astronauci nie mają, o ile się dobrze orientuję, wyboru.
Prawdopodobnie załogi statków zginą w zimnym Kosmosie. Pewnego dnia ciem-
ne, nocne niebo rozświetli się wielką iluminacją pięciu promów wyrzuconych z
orbity i płonących w atmosferze. Ostatni głupcy, którzy wciąż wierzyli w
demokrację, spłoną wraz z nimi. A my zaczniemy polowanie na Johna Rourke'a,
moją żonę, jego żonę i córkę, i drugą dziewczynę, czarną kobietę i Japończyka.
Wytropimy ich i zniszczymy!
107
Rozdział 55
Radio było nastawione na częstotliwość łączącą go z radiostacją na pokładzie
Edenu jeden . John mówił do mikrofonu:
- Tu Rourke, kapitanie, zgłaszam się. Odbiór!
- Doktorze, jestem trochę zajęty. Lądowanie w ciągu kilku najbliższych minut.
Odbiór!
- Wiem o waszych planach dokładnie tyle, ile wy sami. Pilotuję jeden z
radzieckich śmigłowców bojowych. Podsłuchiwałem ich rozmowy radiowe.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]