[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kochanie. Przyjeżdżam tu tylko na parę godzin, rowerem. To niedaleko. Mieszkam na
początku dróżki wiodącej na wrzosowiska. Pan Garrani wspomniał - gosposia mówiła
dalej, nie przerywając jednak wykonywania swych obowiązków - że masz kłopoty z
samochodem. Niestety, w najbliższej okolicy nie ma nikogo, kto mógłby tę usterkę
naprawić. Ale nie sądzę, żeby to był wielki kłopot. Pan Garrani ma przecież własne
auto. I ja cieszę się, że je ma - dorzuciła ze śmiechem. - Bo zapomniałam kupić kilka
rzeczy, gdy był tu handlarz artykułami spożywczymi i teraz pan Garrani obiecał mi je
przywiezć z osady. Możesz, kochanie, pojechać z nim i rozejrzeć się po okolicy. Jest
ładna.
W tej chwili Jake pojawił się ponownie. Wyglądał nadal posępnie, ale pani Teal
nie zbiło to z tropu.
28
S
R
- Właśnie mówiłam pannie Shaw, że powinna pojechać z panem do osady. We
wczorajszej mgle niczego nie widziała.
Jake popatrzył na dziewczynę z irytacją.
- Mgła nadal jest gęsta. Jednakże jeśli chcesz pojechać...
Oczywiście nie zamierzała skorzystać z tak chłodnej propozycji. On na pewno
wyobraża sobie, że sama podsunęła tę myśl, aby go udobruchać i zostać na miejscu
dłużej.
- Nie, nie pojadę. Będę się mogła tam wybrać, gdy mój samochód zostanie
naprawiony. Zadzwonię zaraz w tej sprawie do jakiegoś zakładu usługowego.
- Dobry pomysł - Jake zgodził się z kpiącym uśmiechem i dodał: - Uprzedzam
jednak, że w pobliżu nie ma odpowiedniego warsztatu. Na podstawie tego, co widzia-
łem w twoim samochodzie, naprawa będzie dużo kosztować. Tu każą sobie płacić już
za sam dojazd i to aż trzydzieści funtów, z uwagi na dużą odległość.
Emma wywnioskowała ze sposobu, w jaki na nią patrzył, że Jake domyśla się, iż
ma mało pieniędzy. Trzydzieści funtów za sam dojazd! A do tego trzeba doliczyć koszt
naprawy. To pochłonie rzeczywiście większość gotówki, jaką ma. Gdy uniosła głowę i
spojrzała na niego, zagryzając nerwowo wargę, on zmierzył ją spojrzeniem, które u
dziewczyny wywołało rumieniec zakłopotania.
- Ta suma wydaje się sensowna, zważywszy na drogę do warsztatu - z chłodną
aprobatą powiedziała Emma. - Zadzwonię do nich po śniadaniu. Numer jest chyba w
książce telefonicznej?
Jake tylko skinął potakująco głową i ruszył do drzwi. Emma natomiast doszła do
wniosku, że straciła apetyt.
- Jadę teraz do miasteczka. Powtarzam, zabierz się ze mną, jeśli masz ochotę. -
Jak miał w zwyczaju, mężczyzna rzucił to zdanie przez ramię, nie patrząc, czy ona
słyszy go, czy też nie.
Emma poszła za nim do holu, powłócząc nogą i powiedziała głosem cichym,
chociaż pełnym złości:
- Nie staraj się ugłaskać mnie. Szczerze mówię, że zupełnie nie mam ochoty
jechać z tobą.
Jake zignorował te słowa, włożył skórzaną kurtkę i podszedł do drzwi
wyjściowych.
- Rób, jak uważasz. Być może będzie lepiej, gdy od razu zadzwonisz do
warsztatu samochodowego. Jeśli przyjadą i naprawią ci wóz, nic nie stanie na
przeszkodzie, żebyś jutro wyjechała.
29
S
R
Tak więc, jak widać, chciał, aby zabrała się stąd jak najszybciej. Emma
zatrzymała się w holu, a on trzasnął drzwiami za sobą. Utwierdziła się w przekonaniu,
że lubił zadawać ból. Gdyby nie trzymała się w garści, doprowadziłby ją do łez. Co
miała teraz ze sobą począć? Gdyby nie ta cholerna noga...
Słońce nagle wyszło zza chmur, jakby, mimo wszystko, na dobrą wróżbę,
zalewając hol jasnym światłem i Emma postanowiła pójść na krótki spacer. Może na
wolnym powietrzu będzie się jej lepiej myśleć. Poszła więc do swego pokoju, wzięła
żakiet i szalik, także czerwony, aby dodać sobie animuszu. Pomyślała, że stanowczo za
bardzo przejmuje się wszystkim. Powinna wyzbyć się ustawicznego napięcia.
Większość ludzi to sympatyczne przecież istoty. Nawet mężczyzni. Na przykład
Gareth bywał wspaniały. Czego nie mogła jednak powiedzieć o Jake'u Garranim.
Po pierwszych paru krokach Emma przekonała się, jak bardzo zimny był dzień,
mimo że świeciło słońce. Chłód przeniknął ją jeszcze bardziej, gdy wyszła poza obręb
ogrodu. Przyległe do niego wrzosowiska były miękkie, uginające się pod stopami. Całą
okolicę spowiła lekka mgła, nadając krajobrazowi wyraz tajemniczości. Tu i ówdzie
widniały pagórki porosłe jasną trawą i ciernistymi krzakami. Gdzieniegdzie dostrzec
można było odsłonięte poletka surowego torfu i wystające z ziemi potężne bloki nagich
skał. Gdyby nie one, wzrok mógłby biec przez to pustkowie kilometrami, niczym nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]