[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nie musiałby mieszkać w szafie...
 Kryśka! Kryśka, gdzie jesteś? Chodz tu natychmiast!  Głos
mamy brutalnie wyrywał ją z rozmarzenia. Bo w domu wołano na nią
Kryśka. Na podwórku też. Tylko babcia używała jej pierwszego imienia.
Kiedy szła do pierwszej klasy, miała nadzieję, że w szkole będzie
Anastazją. Przecież pani zapisała w dzienniku:  Anastazja . Ale gdy już
sprawdziła listę obecności, zapytała dzieci, jak mówią do nich rodzice. I
okazało się wtedy, że Małgorzata to zwyczajna Gosia, a Tomasz  po
prostu Tomek.
 A do ciebie, Anastazjo, jak rodzice mówią?  spytała pani.
Anastazja milczała, bo nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć na
to pytanie. Musiałaby tyle tłumaczyć... Tymczasem dzieci patrzyły na
nią i pani też, i wszyscy czekali na odpowiedz, która za nic nie chciała
ułożyć się w głowie. Dziewczynka czuła, jak jej policzki czerwienieją i
uszy pewnie miała też czerwone, a słowa nie chciały zebrać się w zdania
 i tylko jednego była pewna: chce być Anastazją.
 Anastazjo, jak rodzice do ciebie mówią?  powtórzyła pytanie
nauczycielka.
I Anastazja musiała coś odpowiedzieć, bo nie mogła znieść tych
oczu wpatrzonych w nią wyczekująco, oczu pani i dzieci, których
jeszcze nie znała, i powiedziała wcale nie to, co chciałaby powiedzieć;
ale odezwała się tak cicho, że nikt nie usłyszał, i pani poprosiła, żeby
powtórzyć, więc powiedziała raz jeszcze:
 Kryśka... bo ja tak mam na drugie...
 No to dla nas też będziesz Krysią  zadecydowała
wychowawczyni.
Anastazja z trudem powstrzymywała płacz. Miała nowy tornister i
nowy piórnik, w którym grzechotały kredki i ołówki, czyściutkie zeszyty
i białą bluzkę, piękną białą bluzkę prosto ze sklepu, a nie po kuzynce jak
zwykle. I kiedy tak biegła dzisiaj do szkoły, a tornister podskakiwał jej
na plecach, to czuła się nie Kryśką, ale Anastazją. Nie musiała wcale
mieć pałacu, żeby się nią czuć, i służących, i pralki, wystarczył jej ten
tornister, piórnik, zeszyty i biała bluzka.
Marzyła o tym, że spotka dzisiaj w szkole dziewczynkę, która
zostanie jej przyjaciółką. Anastazja podejdzie do niej i powie:  Cześć,
chcesz ze mną siedzieć w ławce? . Anastazja mogłaby tak powiedzieć.
A Kryśka nie. Kryśka zwykle bawiła się sama. Bała się dzieci. Bała się,
że ktoś powie, pokazując na nią palcem:  Ona ma ojca pijaka .
Anastazja tym się nie przejmowała, bo przecież to nie ona miała ojca
pijaka, tylko Kryśka.
Ale w chwili, gdy nauczycielka powiedziała:  No to dla nas też
będziesz Krysią , wszystkie nadzieje związane ze szkołą prysły jak
bańka mydlana. Anastazja zniknęła. Została Kryśka. Lękliwa, nieśmiała
Kryśka, która siedziała w ławce sama, bo w klasie było dziewiętnaście
dziewczynek. I na przerwach też przeważnie stała sama w jakimś kącie
albo chowała się w toalecie. Ale to było, zanim odkryła szkolną
bibliotekę  cudowne miejsce pełne książek, gdzie pracowała bardzo
miła pani.
Kryśka zawędrowała tam kiedyś przez przypadek. Po prostu
pomyliła drzwi, bo biblioteka znajdowała się obok toalety. Jednak kiedy
tam weszła, a pani bibliotekarka uśmiechnęła się do niej, stał się cud.
Znowu poczuła się Anastazją. I dlatego chciała tam zostać. I dlatego
spytała (Kryśka by się na to nie odważyła, ale dla Anastazji nie było to
nic trudnego), czy może pomagać pani przy książkach, a pani Beata,
ukochana pani Beata, która nawet nie wiedziała, ile ta odpowiedz dla
niej znaczy, odpowiedziała, że oczywiście.
I w ten sposób Anastazja została najmłodszą członkinią aktywu
bibliotecznego. Była z tego bardzo dumna. Na każdej przerwie biegła do
biblioteki. Pomagała okładać książki i ustawiać je na półkach, szukała
do nich kart i ostrożnie wkładała je między okładkę i kartę tytułową, ale
najbardziej lubiła, kiedy przychodziły nowe książki; gdy pani Beata
otwierała paczkę i zapach świeżego druku wypełniał całą bibliotekę;
Anastazja z nabożeństwem oglądała książkę po książce, wąchała je,
głaskała kolorowe okładki, próbując odgadnąć, jaką opowieść kryją w
środku.
W jej domu nie było książek. Babcia miała ich trochę, w tym kilka
dla dzieci, i czasami czytała wnuczce, która czekała na te chwile z
utęsknieniem. I marzyła, że kiedy dorośnie, będzie miała w swoim domu
pokój pełen książek.
Dla Anastazji książki nie były zwykłymi przedmiotami, takimi jak
zabawki, zeszyty czy przybory szkolne. Książki żyły.
Kiedy w bibliotece było pusto i cicho, dziewczynce zdawało się, że
słyszy ich szept; cichy, cichuteńki... I tak bardzo pragnęła dowiedzieć
się, o czym szepczą, czy opowiadają zapisane w nich historie, czy też
rozmawiają o czymś zupełnie innym. Wytężała słuch, wstrzymywała
oddech i gdy już, już wydawało się jej, że zaczyna rozróżniać
pojedyncze słowa, jeszcze nie łapiąc ich sensu, nagle ktoś wchodził do
biblioteki albo dzwonił telefon lub działo się coś innego, co sprawiało,
że czar pryskał. Nigdy nie dowiedziała się, o czym mówią książki... Ale
poznała ich moc.
Ledwie tylko nauczyła się składać litery w słowa, książki
pochłonęły ją całkowicie. Potrafiła nie jeść i nie spać, zanim nie dotarła
do ostatniej strony. Czytając, zupełnie zapominała o otaczającym ją
gównie. Przenosiła się w inny świat, gdzie mogła być królewną,
podróżniczką, żoną indiańskiego wodza, lekarką, detektywem, kim tylko
chciała. Kryśka nie miała tam wstępu. Jedynie Anastazja. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •