[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wiedz.
Nie wystarczyło wziąć mikrofon do ręki i nacisnąć włącznik.
A gdyby nawet, to trzeba by jeszcze wiedzieć, który to mikrofon i
który włącznik. Oczywiście nie były opisane po angielsku, a Mary-
gay i ja znaliśmy język Middle Finger w stopniu wystarczającym
zaledwie na wymianę podstawowych informacji.
Wezwaliśmy szeryfa, by posłużył nam jako tłumacz. Najpierw
jednak musiał zabrać ze śródmieścia ładunek żywności i zawiezć ją
do akademika. Podjedzie do nas przy następnym kursie.
Czekając, dokładnie przeszukaliśmy budynek. W głównej sali
znajdowały się dwie konsole z oznakowaniem wskazującym na
"przychodzące" i "wychodzące" (chociaż te słowa są tak podobne,
że mogło być na odwrót) i obie były podzielone na trzy części 
Ziemię, Tsogot i jeszcze jedną, zapewne przeznaczoną dla "innych
miejsc". Przy tych, które były przeznaczone dla Tsogot, obok foteli
dla Ziemian stały taurańskie ramy do siedzenia.
Szeryf przybył wraz z Markiem Talosem, który pracował w te-
lekomunikacji w Centrusie i płynnie znał standardowy.
 Nie prowadzili nieustannego nasłuchu  powiedział nam.
 To byłoby bezsensowne i zapewne niemożliwe. Jednak przez
cały czas monitorowali i rejestrowali jedną częstotliwość. Taki ro-
dzaj nieustannej archiwizacji. Ważne wiadomości wychodzą i przy-
chodzą przez przejścia kolapsarowe, lecz na tym paśmie przekazy-
wano informacje o tym, co wydarzyło się na Ziemi przed osiem-
dziesięcioma ośmioma laty.
Podszedł do konsoli i przyjrzał się jej.
 Aha, "Monitor l".
Przerzucił dzwigienkę i usłyszeliśmy piskliwy potok słów w
języku, który nazywają standardowym.
 A więc tamten to "Monitor 2"?
 Niezupełnie. Raczej "l a".  Wyłączył pierwszy i włączył
ten drugi. Nic.  Domyślam się, że ten utrzymuje łączność z prze-
kaznikiem kolapsarowym, a może również z przybywającymi na
planetę i opuszczającymi ją. Jednak można ją nawiązać również z
kosmoportu.
 Czy możemy wysłać wiadomość na Ziemię?  zapytała
Marygay.
 Pewnie. Jednak będziecie... wszyscy będziemy bardzo sta-
rzy zanim tam dotrze.  Wskazał na fotel.  Wystarczy usiąść
tam i nacisnąć czerwony przycisk z przodu, ten z napisem
"HIN/HAN". Po zakończeniu transmisji nacisnąć go ponownie.
 Najpierw napiszę tę wiadomość.  Marygay wzięła mnie
za rękę.  Niech wszyscy zapoznają się z nią, żeby mieć pewność,
że niczego nie pominęłam.
 Zapewne już się dziwią  powiedział Mark.
 Ach tak?  odparłem.  Zatem gdzie są?  Spojrzałem
na szeryfa.  Czyżby ludzie byli tak mało ważni, że mogą nagłe
zniknąć i nikt nawet nie pofatyguje się wysłać tu statek, żeby
sprawdzić, co się stało?
 Cóż, może wciąż odbierają sygnały...
 Tak mogło być osiemdziesiąt osiem lat temu, ale nie teraz!
Czyżby uważali, że dwadzieścia cztery lata bez żadnych wiadomo-
ści przesłanych przez kolapsar to nie powód do niepokoju? Wysyła-
liśmy kilka takich rocznie.
 Nie mogę mówić w ich imieniu...
 A myślałem, że jesteście pieprzoną zbiorową świadomo-
ścią!
 Williamie...  mitygowała mnie Marygay.
Usta szeryfa zacisnęły się w znajomą wąską linię.
 Nie wiemy, czy nie zareagowali. Jeśli przylecieli tutaj i zo-
baczyli to samo, co my, nie musieli tutaj zostawać. Po co mieliby
zostać? Mieliśmy powrócić za czterdzieści tysięcy lat.
 Racja, przepraszam.  Mimo to fakt ten wciąż mnie niepo-
koił.  Chyba jednak nie fatygowaliby się taki kawał drogi, żeby
rozejrzeć się tutaj i odlecieć, nie pozostawiając żadnego znaku.
 Może zostawili jakąś wiadomość  powiedziała Marygay.
 Jeśli tak, to będzie ona w kosmoporcie.
 Albo tutaj.
 Jeżeli jest, to niełatwo ją odczytać  rzekł Mark. Podszedł
do następnej konsoli.  Spróbujemy Tsogot?
 Tak, zróbmy to, dopóki jest tutaj szeryf. On lepiej zna tau-
rański niż my.
Nacisnął kilka przełączników i potrząsnął głową. Przekręcił
gałkę potencjometru i pokój wypełnił szum zakłóceń.
 Tylko to słychać  oznajmił.
 Zerwane połączenie?  zapytałem, już podejrzewając, jaką
usłyszę odpowiedz.
 Urządzenie jest w porządku  odparł powoli.  Tylko po
drugiej stronie nikt nie nadaje.
 A więc tam jest tak samo jak tutaj  stwierdził szeryf i na-
tychmiast się poprawił:  Być może.
 Czy transmisja jest nieustannie rejestrowana?  zapyta-
łem.
 Tak. Jeśli okaże się, że przestano nadawać ponad trzy lata
po naszym odlocie, będzie to przekonujący dowód. Mogę to spraw-
dzić.
Wyłączył szum i poprzestawiał kilka przełączników. Taurań-
ska klawiatura schowała się, a jej miejsce zajęła ludzka.
 Myślę, że mogę przewinąć zapis.  Mały ekran pokazał
mu datę i czas, mniej więcej sprzed ośmiu lat. Znowu włączył
dzwięk. Taurańska mowa jeszcze szybciej i bardziej piskliwie po-
płynęła z głośników, a potem ucichła.  Tak. Mniej więcej w tym
samym czasie.
 Tutaj, tam i gdzie jeszcze?  zastanawiałem się.  Może
Ziemia nie przysłała tu nikogo, ponieważ tam też nikogo nie ma.
24
Przez następny tydzień byliśmy zbyt zajęci, żeby mieć czas i
siły na rozwiązywanie tej zagadki. Dopóki wszystko się nie ułoży,
nie wybieraliśmy nowej Rady, więc miałem mnóstwo pracy przy
ponownym zasiedlaniu tego opustoszałego miasta.
Ludzie chcieli zakasać rękawy i zabrać się za uprawę ziemi,
ale przede wszystkim potrzebowaliśmy prądu, wody i kanalizacji.
Przydałby się też jeszcze jeden czy dwa dodatkowe pojazdy, ale
podczas pierwszych poszukiwań nie znalezliśmy żadnego.
Dzięki Bogu, elektrownia słoneczna znajdująca się w pobliżu
uniwersytetu najwidoczniej służyła do celów edukacyjnych, a nie
naukowych. Wprawdzie nie działała, ale tylko dlatego, że nie zo-
stała ponownie złożona przez kolejny rocznik studentów wydziału
inżynierii. Zabrałem tam naszego mechanika i inżyniera, a kiedy
znalezliśmy plany, w ciągu jednego dnia zrekonstruowaliśmy ją, a
przez następne dwa dni rozebraliśmy na części. Potem przewiezli-
śmy je do akademika i ponownie złożyliśmy na dachu budynku, po
czym zaczęliśmy ładować akumulatory. Ludzie nie byli zbyt zado-
woleni z tego, że wykorzystujemy prąd w tym celu, zamiast ogrze-
wać i oświetlać pomieszczenia, ale akumulatory były ważniejsze.
(Moi rodzice wciąż mówili o "władzy dla ludu". Dobrze, że nie
mogli tego zobaczyć i protestować).
Uruchomiliśmy dwie furgonetki dostawcze  chyba powinni-
śmy je nazwać "pirackimi"  po czym splądrowaliśmy skład z ru-
rami oraz magazyn materiałów budowlanych, skąd zabraliśmy
wszystko, czego potrzebowaliśmy, żeby z kranów w akademiku po-
płynęła woda. Po prostu pompowaliśmy ją z rzeki  zakładając, że
jest dość czysta  do znajdującego się na dachu nadmuchiwanego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •