[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Właśnie dlatego nie dajemy ci ich zbyt wielu - odparł. - Na tym etapie
to zupełnie normalne. Poza tym doskonale sobie radzisz, a cukrzyca to
bardzo skomplikowana choroba.
Sophie zaniosła kubek z zimną kawą do pokoju dla personelu i wylała
jego zawartość do zlewu. Janet i Toni siedziały na kanapie i z ożywieniem o
czymś rozmawiały.
- Cześć, Janet. Dobry miałaś weekend?
- Wręcz przeciwnie.
To była prawdziwa katastrofa. Właśnie opowiadałam o tym Toni.
- Co się stało?
- Chodzi o Dennisa - odparła ponuro Janet.
- Och! - Sophie usiadła, trzymając w ręku kubek świeżej kawy. Dennis
był agentem w firmie zajmującej się obrotem nieruchomościami. Janet
poznała go kilka tygodni temu, kiedy sprzedawał znajdujący się w jej
sąsiedztwie dom. Dotychczas wszystko szło dobrze. Dennis był bogaty,
elegancki i bardzo w Janet zakochany. - Domyślam się, że wieczór z
chłopcami nie wypadł najlepiej?
Toni zachichotała.
- Gdyby chłopcy nie zbudowali pułapki na oposy z tyłu ogrodu, wszystko
ułożyłoby się inaczej.
- Macie oposy? - zapytała Sophie.
- Nic mi o tym nie wiadomo - zaśmiała się Janet. - Rory i Adam chcieli
po prostu zrobić pułapkę. Wykopali w ziemi dół i przykryli go liśćmi i
gałęziami. Kiedy zaczął padać deszcz, przybiegli do domu i o tym dole
zapomnieli.
- Nie powiedzieli Janet, że zrobili pułapkę w pobliżu szopy - dodała
Toni.
- Dennis zaofiarował się przynieść trochę drewna do kominka, a ja
zajęłam się przygotowaniem obiadu - ciągnęła Janet. - Stanął na tej pułapce
i runął twarzą w błoto. Rory i Adam obserwowali tę scenę z okna swojego
pokoju. Dennis oczywiście strasznie się rozzłościł, widząc ich wesołe miny.
Sophie roześmiała się. Nawet Janet wyglądała na rozbawioną.
- Powiedział, że idzie do domu zmienić ubranie. No i już nie wrócił.
- Kiepski materiał na ojca - zauważyła Sophie.
- Niestety. - Janet wyglądała na zrezygnowaną. - Właściwie nie wiem,
dlaczego się łudziłam.
RS
41
- Audziłaś się, bo chłopcy potrzebują ojca - przypomniała jej Toni. - To
przecież twoje słowa.
- Tak, ale jeśli chodzi o mnie, to chyba nie potrzebuję mężczyzny -
jęknęła Janet. - Tak trudno znalezć kogoś odpowiedniego.
- Ty mi to mówisz? - Toni uśmiechnęła się do Sophie. - Przynajmniej
jednej z nas się udało.
- Dlaczego nie zapiszesz chłopców do jakiegoś klubu, na przykład rugby,
albo do skautów?
- Są na to za mali - odparła Janet. - Bardzo by chcieli należeć do zuchów,
ale mundurki są bardzo drogie. Wielu ich kolegów należy do zuchów.
- No to na co czekasz? - nie ustępowała Sophie. - A jaki jest ich
drużynowy?
Toni roześmiała się szeroko.
- Czy jest kawalerem?
- Chyba tak - odparła Janet. - Słyszałam też, że lubi robić na drutach.
Toni wybuchnęła śmiechem.
- Chodz, czas wracać do roboty. Zapomnij o drużynowym. Nikt nie
powinien być aż tak zdesperowany. Nawet ja!
Ostatnie wyniki Ruby Murdock przyszły w czwartek. Pomiędzy Sophie i
Oliverem trwało milczące zawieszenie broni. Obydwoje wycofali się na
pozycje wykluczające kontakty natury osobistej. Oliver nie pozwalał już
sobie wobec niej na jakąkolwiek formę flirtu i Sophie wyraznie odetchnęła.
- Ma pani cukrzycę, pani Murdock - poinformowała pacjentkę,
przedstawiając jej wyniki badań. Poziom cholesterolu jest również wysoki.
- Och! - Ruby spojrzała na nią z lękiem, ale po chwili dodała z
uśmiechem: - Spodziewam się, moja droga, że da mi pani na to jakieś leki.
- Na razie nie. - Sophie zerknęła na Olivera, który skinął głową, jakby
chciał dodać jej odwagi. - Ale damy sobie z tym radę, wprowadzając w pani
życie pewne zmiany. Właśnie dlatego zaprosiłam tu także pani córkę.
Chcemy pomóc pani obniżyć poziom cholesterolu i trochę schudnąć. To
jednak znaczy, że będzie pani musiała wprowadzić pewne zmiany w diecie i
zmienić tryb życia na bardziej aktywny.
- Przecież chodzę już na spacery - zaprotestowała Ruby. - Codziennie od
poniedziałku. Dziś to już będzie trzeci raz.
- To wspaniale, Ruby - wtrącił Oliver. - Doskonały początek. Tylko tak
dalej.
Ruby promieniała.
- To zasługa  zielonej recepty" doktor Bennett. Czułam, że nie mam
wyjścia.
RS
42
- Leży tu przede mną lista tych wszystkich wspaniałości, które córka
przynosi pani. - Sophie zerknęła na pacjentkę. - Czy przeczytała pani tę
broszurkę o diecie niskotłuszczowej?
- Ja przeczytałam - odparła Felicity. - I powiedziałam mamie, że koniec
ze smażonym mięsem czy ciastem.
Ruby spojrzała na córkę wzrokiem błagającym o litość, ta zaś westchnęła
ciężko.
- W supermarkecie dostaniesz wiele niskotłuszczowych posiłków -
zasugerowała Sophie. - Wiem, że nie są tanie, ale wystarczy je podgrzać w
kuchence mikrofalowej. Sama często z tego korzystam.
- Felicity chętnie gotuje dla mnie - zaprotestowała Ruby ponownie. -
Prawda, moja droga?
- Cóż, prawdę mówiąc, mamusiu... - Felicity zerknęła błagalnie na
Sophie. Oliver nieoczekiwanie wstał.
- Zostawię tę sprawę pani, pani doktor. Jestem pewien, że znajdzie pani
właściwe rozwiązanie.
Sophie poprzysięgła sobie w duchu, że zanim przyjmie następnego
pacjenta, nie omieszka mu za to podziękować.
- Jak mogłeś? - zawołała, wchodząc do jego gabinetu.
- Musiałam wziąć na siebie rolę mediatora w pełnym emocji sporze
między matką a córką.
- To doskonałe ćwiczenie. - Oliver roześmiał się szeroko i nagle napięcie
z ostatniego tygodnia ulotniło się bez śladu.
- I jak ci poszło? - zapytał wreszcie.
- Myślę, że osiągnęłyśmy pewien postęp. Ruby chyba zrozumiała, że
zbyt wiele wymaga od córki. W ramach spacerów co drugi dzień będzie
sama chodziła do supermarketu, Felicity nie będzie więc musiała zabierać
jej raz w tygodniu po zakupy. Spróbuje też sama ugotować sobie coś raz lub
nawet dwa razy w tygodniu. Nie wyglądała jednak na zbyt szczęśliwą z tego
powodu.
- A Felicity? Czy wyglądała na zadowoloną?
- Skądże - westchnęła Sophie. - Myślę, że Ruby jest prawdziwą
mistrzynią, jeśli chodzi o wywoływanie w córce poczucia winy. To będzie
dla obydwu ciężka próba.
- Kiedy ponownie zobaczysz Ruby?
- W następnym tygodniu. Janet przejmie kontrolę nad jej wagą i będzie ją
zachęcała do systematycznych ćwiczeń.
RS
43
- Doskonale. Trzeba dużo wysiłku, aby osiągnąć zamierzony efekt. -
Wzrok Olivera zatrzymał się nagle na lewej dłoni Sophie. - Jak tam twój
palec?
- W porządku. Mam zamiar zdjąć dzisiaj opatrunek.
- Zwietnie. Zaraz to zrobię.
- Nie musisz. - Sama myśl o dotyku jego rąk wywołała w niej prawdziwą
panikę.
- Chcę jednak to obejrzeć. Poza tym to ja go zakładałem. Chodz do
zabiegowego. - Otworzył przed nią drzwi. - Mam do wypisania kilka recept,
a to może poczekać.
- Teraz nie mam czasu - zaprotestowała. - Muszę przejrzeć materiały o
cukrzycy.
- To również może poczekać - zauważył. - Przez cały tydzień albo
tonęłaś w książkach, albo gnałaś na wykłady lub ćwiczenia. Można
pomyśleć, że nagle zaczęłaś nas unikać.
Nie odpowiedziała. Wątpiła, czy jakikolwiek protest zabrzmiałby
przekonywająco. Poza tym w słowach Olivera było dużo racji.
- A teraz popatrzmy na ten nieszczęsny palec. - Oliver delikatnie odwinął
bandaż i uważnie przyjrzał się skaleczeniu. - Wygląda ładnie - uznał. - Tak
zresztą jak i cała reszta - dodał, patrząc na nią wymownie.
Sophie wciąż milczała. A więc to była tylko przerwa. Kilkudniowa
zwłoka w usiłowaniach zaciągnięcia jej do łóżka. Na taką Właśnie sytuację
czekała przez cały tydzień. Na okazję, by wskazać panu Spencerowi jego
właściwe miejsce. Już otwierała usta, by to wszystko z siebie wyrzucić, lecz
nie mogła znalezć właściwych słów...
Czuła, że dystans pomiędzy nimi niebezpiecznie się zmniejsza.
Wiedziała, że Oliver chce ją pocałować. Wiedziała również, że chce, aby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •