[ Pobierz całość w formacie PDF ]

specjalnych metalowych pojemników w idealnym stanie. , Być może właśnie ten widok
pobudził Johna i Veza do myślenia. Kiedy Berta pomknęła w null, Vez pierwszy
wypowiedział dręczące go myśli: - Omniarchu! O ile dobrze pamiętam, nigdy nie mówiłeś, że
te przedmioty są zakopane na planecie.
- Słusznie, Vez Do Hanie - w głosie Wielkiego Chelki słychać było leciutkie
rozbawienie.
- Wszystkie - kontynuował Vez - nieoczekiwanie i nagle pojawiały się na detektorze
masy. A przecież gdyby były zakopane nawet na głębokość mili, zobaczylibyśmy je przy
takim zbliżeniu do powierzchni planety. A wiec tam ich nigdy nie było! Przyciągnąłeś je
przez null z innego miejsca!
- Zupełnie słusznie. Tu były tylko swego rodzaju znaki.
Vez roześmiał się: - Wiec rzeczywiście mógłbym sobie kopać do woli. W porządku.
Sam się oszukałem, o ile można tu mówić o jakimkolwiek oszustwie. Ale w takim razie gdzie
jest skład, z którego to wszystko przyciągnąłeś? Bez wątpienia musi być bardzo daleko.
Oprócz tego możemy wyciągnąć wniosek, że Klee albo jacyś nieznani użytkownicy ich
technologii nadal żyją i być może korzystają z tego magazynu. Spójrz! - podszedł do stołu z
pojemnikami. - Nie możesz oczekiwać, że uwierzę w to, iż nawet najcudowniej
zabezpieczona żywność mogła w tak doskonałym stanie przetrwać trzydzieści tysięcy lat.
- Nie oczekiwałem tego, Vez, że uwierzysz, choć ja wcale nie byłbym zdziwiony,
gdyby, mimo wszystko, tak właśnie było. A to, co teraz wam powiem, pewnie będzie jeszcze
mniej wiarygodne. Fizycznej odległości, z której te przedmioty przywołałem, nie umiem
określić. A w dodatku ona i tak nie ma żadnego znaczenia. Najważniejsze jest to, że
sprowadziłem je z odległości trzydziestu tysięcy lat. Nie światła. Czasu.
Vez i John gapili się na niego w milczeniu. Omniarch uśmiechnął się: - Nie bądzcie aż
tak przerażeni, moi przyjaciele i wspólnicy. Po prostu, to fakt, choć sam go tylko częściowo
pojmuje, że Klee w pewnych granicach pokonali czas. Nie mogli, oczywiście, podróżować w
swoją własną przeszłość. Ale potrafili każdy przedmiot, nawet niesłychanie duży, zatrzymać
w czasie. Mogli również przekazywać przedmioty w przyszłość. Sądzę, że nie ukończyli
pracy nad tym zjawiskiem, kiedy coś ich zaskoczyło czy odwróciło ich uwagę. Zdążyli tylko
stworzyć magazyny - coś w rodzaju kryjówek - aby przesyłać zasoby, dużo w przyszłość.
Bardzo okrężną drogą dostałem się do zaszyfrowanych wskazówek: I do co najmniej dwóch
bezzałogowych sond, które wysłali w daleką przyszłość. Właśnie jedną z nich, uczynioną z
olbrzymim rozmachem, nazwałem Vivarium. Jest ono tak ogromne, że przy nim nawet taki
statek wydaje się maleńki! A w nim, Johnie Braysen, są wasze kobiety. A w nim, Vez Do
Hanie, jest olbrzymi zbiór dzieł Klee, które ci obiecałem. - Przerwał na chwile, aby nabrać
tchu, potem mówił dalej: - Przedmioty wydobyte przez te planetę pochodzą z innego
magazynu, zbudowanego dla zaopatrzenia wyprawy, którą zamierzali wysłać już po
zbudowaniu Vivarium. Możemy sądzić, że wysłanie jej nigdy nie doszło do skutku, być może
w wyniku jakiejś katastrofy, gdyż nie ma żadnych śladów ich bytności w którejkowiek
kryjówce. Chociaż z całą pewnością nie odnalezliśmy jeszcze wszystkich magazynów. -
Uśmiechnął się swoimi wąskimi wargami. - Gdzieś, przyjaciele (może powinienem
powiedzieć  kiedyś") jakiś ich magazyn funkcjonuje prawidłowo, wysyłając przez tysiąclecia
zaopatrzenie dla tej ekspedycji. Być może Klee nadal istnieją i przywołując te towary
wywołaliśmy wśród nich duże poruszenie? A może pogodzili się z taką ewentualnością, że
ktoś niepowołany wykorzystuje zapasy z ich kryjówki? Tego Klee wysyłający nie mogą się
dowiedzieć. Jedynie ich dalecy potomkowie są w stanie stwierdzić, czy w magazynach czegoś
brak. Ale wydaje mi się, że tacy nie istnieją.
John przemówił pierwszy: - To... to Vivarium... Powiedziałeś, że tam są kobiety. I że
Vul już go szukają...
- Tak, Johnie Braysen. Ale nie są w stanie go odnalezć, jeżeli nie złapią mnie z całą
moją wiedzą. Byłem tam dwa razy... Vul niczego nie odnajdą, bo Vivarium jest poza ich
terazniejszością.
- To znaczy?
- Za ostatnim razem zatrzymałem je w ich i w naszej przeszłości. Pojęcia ich i naszej
przeszłości nie są, niestety, zbyt precyzyjne. W każdym razie są bardziej od siebie oddalone
niż gdyby dzielił je tylko mijający czas. To tak, jakby byty równoległymi, osobnymi
płaszczyznami prostopadłymi do linii prostej, którą nazywamy czasem, i poruszającymi się
jedna za drugą.
Vez otworzył usta, w jego głosie było niedowierzanie:
- Ty zatrzymałeś Vivarium w przeszłości?
- Tak. Mówiłem, że to jest najzupełniej możliwe.
Johnowi krew w skroniach zapulsowała ze złości. - Czy chcesz przez to powiedzieć,
że kobiety są dla nas niedostępne? [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • galeriait.pev.pl
  •