[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dowiedzieć się, kto jest ojcem dziecka. Popatrzyła w dół na Stevena i roześmiała się.
- A poważnie - dodała już innym tonem - postanowiłam się zmienić. Nie pozwolę,
żeby ta sprawa jeszcze komuś skomplikowała życie. Powiedziałam tej psycholożce, że to nie
jej interes. Moja mama wie tyle, co ty: zna czas i miejsce, ale żadnych nazwisk.
- Iw ogóle jej to nie interesuje? Nie zależy jej, żeby się dowiedzieć?
- Niespecjalnie. - Zoë wzruszyÅ‚a ramionami. - Dlaczego zresztÄ… miaÅ‚oby jej zależeć?
Jakie to ma znaczenie? Do świadectwa urodzenia Stevena wpisze się po prostu ojciec
nieznany .
- A jeśli jego ojciec przeczyta o was w gazecie? Zobaczy wasze zdjęcie?
- Chyba nie sądzisz, że jeszcze mnie pamięta? Pewnie byłam jedną z wielu! - rzuciła
lekko Zoë.
- Załóżmy, że jednak cię pamięta.
- Karen, on prawdopodobnie nigdy nie będzie miał w ręku tej gazety! Przecież nie jest
stąd. A gdyby nawet o nas przeczytał, to skąd miałby wiedzieć, że to właśnie on jest ojcem?
Powiedziałam mu wtedy, że mam w swoim mieście chłopaka.
Kolejne kÅ‚amstwa. Czy Zoë okÅ‚amywaÅ‚a każdego, z kim miaÅ‚a do czynienia?
- A jeÅ›li nawet przyjdzie mu do gÅ‚owy, że może być ojcem dziecka - ciÄ…gnęła Zoë - to
sam będzie musiał zdecydować, co dalej. Przez pewien czas może mieć stracha i zastanawiać
się, czy go nie wydam. Ale jeżeli ma choć trochę oleju w głowie, będzie siedział cicho.
Przypominam ci, że wciąż jestem nieletnia. Z prawnego punktu widzenia popełnił
przestępstwo.
- I nie uważasz, że on ma prawo wiedzieć?
- Nie, wcale tak nie uważam! - odparÅ‚a Zoë. - Chyba nie myÅ›lisz, że pobralibyÅ›my siÄ™
i żyli razem długo i szczęśliwie? Przecież ja prawie go nie znam! Poza tym jestem bardzo
zadowolona z bycia samotnÄ… matkÄ….
- Matką? - podchwyciła Karen. - Czy to znaczy, że nie oddasz go do adopcji? %7łe go
zatrzymasz?
- Tak, chyba go wezmÄ™ - powiedziaÅ‚a Zoë takim tonem, jakby zastanawiaÅ‚a siÄ™ nad
wyborem nowej sukienki z katalogu. - Rozmawiałyśmy o tym z mamą. Z tatą zresztą też.
Oboje uważają, że powinnam go zatrzymać. Mama zupełnie zwariowała na jego punkcie.
Mówi, że znowu ma cel w życiu. Szczerze mówiąc, Karen, nie potrafiłabym go teraz oddać.
Popatrz tylko na niego! Jest absolutnie prześliczny. Kto mógłby oddać swoje...
- Dziecko? - dokończyła za nią Karen. - Niektórzy nie mają żadnych oporów.
- Przepraszam ciÄ™.
- Nie ma sprawy. Ale moim zdaniem powinnaś jeszcze się namyślić. Daj sobie trochę
czasu. Zastanów się, czy dasz radę się nim zajmować. Wychowywanie dziecka to nie zabawa,
Zoë. Musisz być pewna, że on nie jest dla ciebie tylko chwilowÄ… atrakcjÄ…, którÄ… znudzisz siÄ™
za miesiąc lub dwa, kiedy zachoruje albo będzie płakał po nocach. Bo na pewno tak będzie...
- Przestań już, Karen! Zupełnie, jakbym słuchała reklamówki Towarzystwa Opieki
Nad ZwierzÄ™tami! Piesek nie jest tylko na GwiazdkÄ™ i tak dalej - przerwaÅ‚a jej Zoë, Å›miejÄ…c
się. - I skończ mnie wreszcie pouczać! Dobrze to przemyślałam, naprawdę. Jestem pewna, że
Steven i ja damy sobie radÄ™.
- W jaki sposób? Skąd wezmiesz pieniądze? Twoja mama już teraz z trudem
utrzymuje was obie, a sama mówiłaś, że tata nie będzie wam płacił alimentów... To kolejny
powód, żeby skontaktować się z ojcem Stevena. Chyba powinien płacić na utrzymanie dziec-
ka, nie uważasz? Bez tego nie będzie ci łatwo.
- Karen, wiem, że uwielbiasz się zamartwiać, ale w tej sprawie możesz już przestać.
Powiedziałam ci, że Steven i ja damy sobie radę. A jeśli chodzi o pieniądze, mam pewien
plan. Przekonasz siÄ™.
Karen nie zdołała się dowiedzieć, na czym ten plan miałby polegać, ponieważ
dokÅ‚adnie w tym momencie do sali weszÅ‚a pielÄ™gniarka, żeby zważyć Stevena i dać Zoë
żelazo, bo - jak siÄ™ okazaÅ‚o - miaÅ‚a lekkÄ… anemiÄ™. ChwilÄ™ po niej zjawiÅ‚a siÄ™ matka Zoë i
Karen skorzystała z okazji, żeby się pożegnać. Powiedziała, że niedługo zadzwoni, ale
szczerze w to wątpiła. W każdym razie, prędko tego nie zrobi.
Obiecała rodzicom, że postara się nadrobić zaległości w szkole i podciągnie się w
nauce. OczywiÅ›cie nie byÅ‚o to takie proste. W czwartek wieczorem historia Zoë znalazÅ‚a siÄ™
na pierwszej stronie lokalnej gazety i w piątek była głównym tematem rozmów w szkole.
Karen udawała równie zaskoczoną, jak wszyscy. Tak było prościej. Autor artykułu nie
wymienił jej imienia. Dlaczego zresztą miałby to robić? W gazecie można było jedynie
przeczytać, że po kilku dniach bicia siÄ™ z myÅ›lami Zoë postanowiÅ‚a odebrać dziecko.
- Nie do wiary - odezwaÅ‚a siÄ™ Paula. - Zoë w ciąży. ByÅ‚a w ciąży przez caÅ‚y ten czas i
nikt z nas niczego nie zauważył. No, ale skoro jej własna matka się nie zorientowała...
- Moim zdaniem musiała się zorientować - odparła Shaheen. - Nie zdziwiłabym się,
gdyby sama namawiaÅ‚a Zoë do porzucenia dziecka. Dobrze siÄ™ czujesz, Karen? CaÅ‚a drżysz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]